Głównym celem naszego wyjazdu do Rosji był zamarznięty Bajkał, jednak udało nam się odwiedzić jeszcze kilka innych miejsc. Przed wyjazdem sporo czytaliśmy o jego okolicach. Zainteresowała nas m.in. Wierszyna – „polska wioska” na Syberii. W związku z tym postanowiliśmy dodać ją do swojej trasy. Jak wyglądał nasz pobyt? Przeczytacie poniżej 😉
Pierwsze kroki na Syberii
Około 6 rano czasu lokalnego otwieramy leniwie jedno, następnie drugie oko. W Moskwie jest dopiero 1 w nocy. Tymczasem z okien samolotu widzimy coraz wyraźniej, przykrytą jeszcze śniegiem tajgę. Maszyna powoli szykuje się do lądowania, a my zaczynamy szukać czapek i rękawiczek, ciekawi tego, jaka temperatura czeka nas na zewnątrz. Podwozie dotyka ziemi, piloci wraz z załogą dziękują za wspólny lot. Kilka minut później oficjalnie stawiamy pierwsze kroki na Syberii. O tym jak wyglądały nasze początki w Rosji pisaliśmy tutaj –> http://henrykwterenie.pl/jak-przyjela-nas-rosja-zle-dobrego-poczatki/


Ostre słońce nieco złagodziło nasze spotkanie ze słynną krainą, niektórym kojarzącą się przede wszystkim z wiecznym chłodem. Po chwili odebraliśmy plecaki z taśmy i błądząc po niewielkim lotnisku w Irkucku, zastanawialiśmy się co dalej. Plan wydawał się prosty – swoją przygodę z Syberią rozpoczynamy od Wierszyny, nazywanej często polską wioską.
Dojazd do Wierszyny – etap pierwszy
Jeszcze przed wyjazdem udało nam się nawiązać kontakt z panią Henryką – nauczycielką w miejscowej szkole, która przyjechała do Rosji uczyć dzieci języka polskiego. Pokrótce wytłumaczyła nam jak dostać się na miejsce. Póki co musimy jednak dotrzeć do centrum Irkucka. Na oślep idziemy w kierunku przystanku, z którego odjeżdżają marszrutki. Jednak żadna nie jedzie na dworzec. Nieco zrażeni ze względu na doświadczenia z Petersburga, postanawiamy zagaić kierowcę. I tu następuje miłe zaskoczenie. Pan wpada na jakże prosty pomysł, włącza translator, dzięki któremu możemy wymienić kilka zdań bez zbędnych barier. Poinstruowani rozpoczynamy przeprawę z kilkoma przesiadkami. Z marszrutki do marszrutki. Kierowcy mówią nam kiedy wysiadać, lokalsi pomagają z bagażem, uśmiechając się przy tym życzliwie. Od razu dostrzegamy różnice w podejściu mieszkańców europejskiej a azjatyckiej części Rosji. Humory poprawiają nam się jeszcze bardziej a z głów ulatują obawy, że z powodu nieznajomości języka wyjazd okaże się klapą. Nie ma takiej opcji!

W centrum Irkucka ponownie z pomocą miejscowych znajdujemy targowisko, spod którego regularnie odjeżdżają busiki. Upewniamy się o której startuje ten konkretny (kierunek miasteczko Bokhan) i podczas gdy inni pasażerowie zajmują już miejsca, my idziemy na solianke i syrniki popijane słodkim czajem.


Trasa pokonywana we wnętrzu małego busa nieco się dłuży. Próbujemy jeszcze się zdrzemnąć, ale podskakujący na wybojach pojazd trochę nam to utrudnia.
Dojazd do Wierszyny – etap drugi
Docierając na miejsce, pytamy kierowcę, czy wie skąd odjeżdża jedyna jadąca tego dnia marszrutka do Wierszyny. Niestety nie jest w stanie nam pomóc. Idziemy zatem na pobliski przystanek i zagadujemy czekających ludzi. O dziwo nikt nie ma pojęcia skąd i czy w ogóle cokolwiek odjedzie w tym kierunku. Kolejne próby podejmujemy w sąsiednich sklepach. Kończą się podobnie do poprzednich – bez powodzenia.
Pani Henryka przekazała nam numer do kierowcy, żebyśmy mogli się zapowiedzieć, dzięki czemu on będzie wiedział, że są chętni na przejazd a my, że bus pojedzie. W międzyczasie Jagoda podchodzi jeszcze do grupy taksówkarzy. Jeden z nich oferuje przejazd „maszyną”, jednak na pytanie o koszt takiej wycieczki wybucha śmiechem. Zrezygnowani wybieramy numer do kierowcy, w głowie układając sobie najprostsze zdania po rosyjsku. W momencie, w którym kierowca odbiera, podchodzi do nas mężczyzna wcześniej stojący z taryfiarzami i całkiem zrozumiałym dla nas językiem tłumaczy, że pochodzi z Wierszyny do której zaraz wraca i chętnie nas podrzuci ot tak, w ramach dobrego uczynku, skoro fatygowaliśmy się taki kawał z Polski. W związku z tym postanawiamy skorzystać z propozycji, dzięki czemu poznajemy jeszcze dwójkę mieszkańców wioski do której zmierzamy.

Kim są Wierszynianie?
Są to potomkowie Polaków, którzy po 1910 roku dobrowolnie zdecydowali się wyjechać na Syberię. W zamian za zasiedlanie tych niewątpliwie trudnych do życia rejonów, otrzymać mieli kawałek ziemi, częściowy zwrot kosztów biletu kolejowego i pożyczkę na niezbędne narzędzia. Na miejscu powitali ich Buriaci, którzy, znając doskonale tamtejsze warunki, pomagali im odnaleźć się w nowej rzeczywistości. Część z nich zdążyła zabezpieczyć się przed nadejściem zimy, budując ziemianki. Po czasie ściągnęli swoje rodziny. Niektórzy wrócili do Polski i nie szukali więcej szczęścia w dalekiej Rosji. Większość z nich planowała nieco zarobić, odłożyć i wrócić do kraju. Plany pokrzyżowały kolejno rewolucje i wybuch wojny. Pochodzący z Małopolski rodacy powoli wrastali w syberyjską ziemię. Pojawiały się dzieci, osada wciąż się rozwijała. Powstawały młyny, tartaki, wybudowano kościół. Aktualnie żyje tam piąte już pokolenie Polaków przybyłych głównie Małopolski i Zagłębia Dąbrowskiego. Wciąż spotkać można polskie nazwiska i ludzi, którzy rozumieją język swoich przodków.

Podróż upływa nam na rozmowie. My opowiadamy o Polsce, oni o okolicy i narodowościach ją zamieszkujących. Ciekawi są czy wciąż płacimy złotówkami, jaki jest przelicznik w stosunku do rubla, co tam słychać w polityce, w szkolnictwie etc. Im bliżej Wierszyny tym droga staje się jeszcze bardziej rozmokła. Zaliczamy kilka przystanków na zakupy w „magazynach” i wypatrujemy tabliczki z napisem BEPШИНА.

Nietrudno się domyślić, że nie działa w niej żaden hotel czy restauracja. Kontaktując się z panią Henryką i księdzem Karolem do wyboru mieliśmy nocleg u nauczycielki lub na plebanii. Wybraliśmy pierwszą opcję, rezygnując z wygód czekających u duchownego. Zostaliśmy odstawieni pod same drzwi Domu Polskiego, który od jakiegoś czasu pełni funkcję mieszkania pani Henryki. Po chwili na błotnistej drodze pojawia się kobieca sylwetka w długim zimowym płaszczu. Pod pachą targa komputer, na ramieniu torbę. Jesteśmy dla niej zupełnie obcy, jednak ściska nas serdecznie i zaprasza do środka. Widząc zaciekawienie w naszych oczach związane z owym Domem Polskim, szybko tłumaczy, żebyśmy nie wiązali z nim wielkich nadziei o czym więcej opowie nam wieczorem przy kubku kawy z cykorii.

Stan techniczny domu jest bardzo zły, a z fotografii, które oglądamy wychodzi na to, że 2-3 lata temu było dużo gorzej. Piec, bez którego w zimie (mówimy tu o syberyjskiej zimie) ani rusz, można uznać za tykającą bombę. Przez ściany wkrada się lód. O łazienkę trzeba było starać się samemu. Roztapianie suszarką do włosów lodu, który skuł drzwi wejściowe staje się rutyną. Nie będziemy tu heroizować pani Henryki. Byliśmy, widzieliśmy, nocowaliśmy i mamy swoje przemyślenia na ten temat. Śmiało możemy jednak stwierdzić, że mieszkanie w tych konkretnych warunkach i przedłużana z roku na rok umowa to oznaka mocnego charakteru. Albo się go ma, zaciska zęby i próbuje łatać wszystko co systematycznie się rozsypuje (od pieca, przez okna po okalający dom płot), albo łapie się za walizki i wraca do domu.

Wierszyna, pierwsze wrażenia
Dzięki gościnie pani Henryki mogliśmy na własną rękę przechadzać się po wiosce, oglądać domostwa z zewnątrz i rozmawiać z mieszkańcami. Ci bowiem w try miga wychwycą przybysza z zewnątrz i zainteresowani jego obecnością niemal zawsze zagają pierwsi. Czy to w sklepie czy na drodze, bez znaczenia.





Nasz przyjazd do Wierszyny zbiegł się z obchodami pierwszego dnia wiosny. Akurat tego dnia pogoda postanowiła sprawić psikusa i śnieg sypał niemal cały czas, okrywając wioskę białym puchem. Z chęcią wzięliśmy udział w uroczystościach. Były występy artystyczne (wszystko po polsku), część oficjalna oraz poczęstunek, przygotowany przez wiejskie gospodynie. Oprócz nas reprezentujących grupę turystów, pojawił się również konsul z Irkucka i poseł na Sejm RP, a także dziennikarze TVP. Zupełnie przypadkowo na sali znalazła się też pani Alicja z mężem, którzy za cel obrali sobie przejście Bajkału wszerz i go zrealizowali rzecz jasna. Wracając, dowiedzieli się o Wierszynie i postanowili zajrzeć 😉




To właśnie tego dnia przekazaliśmy lokalnemu zespołowi wokalno-tanecznemu „Jarząbek” korale, które zakupiliśmy dzięki wsparciu kilkorga osób, obserwujących nasze konto na Facebooku. Radość była wielka, podobnie jak zaskoczenie, że nie chcemy wręczać prezentu w świetle jupiterów (w przeciwieństwie do pozostałych gości).
Wizyta w szkole
Podczas pobytu nie mogło zabraknąć wizyty w szkole, którą umożliwiły nam nauczycielka do spółki z dyrektorką. Przed wyjazdem sporo czytaliśmy o Wierszynie, o której niemal zawsze pisze się jako „polskiej wiosce”, miejscu,w którym ludzie wciąż mówią po polsku, kultywują polskie tradycje etc. Trochę to jednak wszystko podkoloryzowane. Osiedleńcy z Polski posługiwali się małopolską gwarą. Po latach spędzonych na Syberii ukształtowali nową, będącą mieszanką małopolskiej i języka rosyjskiego. To rosyjski jest językiem urzędowym i jego uczą się dzieci w szkole. Oficjalnie jest tylko jedna godzina języka polskiego, dlatego nie można spodziewać się, że dzieciaki będą nawijały jak najęte. Wydaje się jednak, że są otwarte i szybko opuszcza je nieśmiałość w stosunku do obcych.




Dom Polski, który miał być miejscem spotkań dla mieszkańców, przez jakiś czas rzeczywiście pełnił taką funkcję, został jednak sprzedany prywatnej osobie. A konkretniej członkowi rodziny byłej pani prezes nieistniejącego już Stowarzyszenia Kultury Polskiej „Wisła”. Znajdujące się na jego tyłach Muzeum Wsi Polskiej, które wybudowano z okazji 100 lecia Wierszyny od jakiegoś czasu jest zamknięte, a pisząc jeszcze bardziej dobitnie – zabite dechami. Mogłoby się wydawać, że tak małą społeczność cementuje kościół i wokół niego toczy się życie wioski, jednak sam ksiądz przyznaje, że krzewienie wiary idzie dość opornie. Nie poddaje się jednak w swoich próbach, organizuje spotkania, wyjazdy, półkolonie itd., często otrzymując wsparcie od Polaków mieszkających zarówno w kraju jak i poza jego granicami.

Nasza wizyta w „polskiej wiosce”, miejscu skrytym w dalekiej tajdze po raz kolejny odsłoniła przed nami magię podróży. Przenieśliśmy się z wielkiej Moskwy na małą wieś, nieco odciętą od świata. I z anonimowych turystów staliśmy się na chwilę gośćmi biorącymi aktywny udział w życiu mieszkańców. Pomagaliśmy przy dekoracjach niezbędnych w trakcie występów, nosiliśmy gar bigosu, zasiadaliśmy przy jednym stole z gospodyniami, władzami szkół i konsulem, sprzątaliśmy po uroczystości, smażyliśmy rybę na plebanii i próbowaliśmy wierszyńskiego koniaku. Swój wkład mieliśmy też w powstającej gazetce szkolnej, której tematem miała być nadchodząca Wielkanoc. Przede wszystkim wychodziło to naturalnie, bez sztucznych uprzejmości. „Jak już jesteście to chodźcie, co macie lepszego do roboty” 😉

Czy Wierszyna posiada typowe atrakcje turystyczne? Nie. Czy warto do niej zajrzeć? Jeśli macie zapas czasu i jesteście ciekawi jak wygląda wioska to z pewnością tak. Wydaje się jednak, że jest to jednak miejsce jak wiele innych w tym rejonie. Kilka sklepów ze skromnym asortymentem, w których kupić można też domowe specjały np. naleśniki, szkoła, kościół i położony na wzgórzu cmentarz. Obok niego święte miejsce Buriatów zwane Szamanką. Sporo zadbanych domków z misternie zdobionymi okiennicami, w charakterystycznych dla tej części kraju kolorach. Zapadające się chaty w miejscu dawnego kołchozu, tartak będący głównym miejscem pracy. Problemy jak w każdym innym miejscu – alkohol, nielegalny wyrąb drzew, brak pieniędzy i chęci czy też możliwości do działania. Odwiedzający Wierszynę turyści często kierują się sentymentem, zwłaszcza jeśli naczytają się o „małej Polsce na Syberii”. Niepotrzebnie.











Tym, którzy zdecydują się na wizytę i będą chcieli zabrać ze sobą jakieś podarki, podpowiadamy, że najlepiej skonsultować pomysł np. z pracownikami szkoły. Odpowiedzą Wam szczerze czego przede wszystkim potrzeba na daną chwilę. Zazwyczaj są to podstawowe rzeczy, przybory, dzięki którym dzieciaki mogą np. udekorować klasę. Polskich książek, albumów i map jest już w wiosce bardzo dużo, niestety póki co nie ma ich komu czytać…
Gdybyście zamierzali odwiedzić „polską wioskę” i mieli jakieś pytanie związane z dotarciem w tamtejsze rejony, warunkami etc. zachęcamy do kontaktu. Z pewnością pomożemy na tyle na ile będziemy w stanie 😉
Poniżej dodajemy jedną ze stron na FB, na której obejrzeć możecie liczne fotografie i relacje z codziennego życie w wiosce 😉
https://www.facebook.com/WierszynamalaPolskaNaSyberii
1 Komentarz
Niektóre Wasze zdjęcia powalają. Ta łada miażdzy.