Marzec – miesiąc, w którym słońce jeszcze skąpi Polsce swoich promieni. Poszukując witaminy D, jej mieszkańcy udają się do nieco cieplejszych krajów i my ich doskonale rozumiemy. Po szaroburym lutym, przyszedł czas na rozglądanie się za wiosną na południu Europy. Sycylia! – To na nią padł wybór, a trzeba przyznać, że w planach mieliśmy ją od dawna. Kojarzyła nam się z urokliwymi miasteczkami, wyborną kuchnią i sielskim klimatem. Jak jest w rzeczywistości? Czy wyspę da się zwiedzić w tydzień? Jak niski sezon wpływa na organizację samodzielnej podróży? Odpowiedzi poniżej!
Dlaczego Sycylia?
Bezpośrednie połączenia lotnicze z Polski (Katowice, Kraków, Warszawa) i względnie niskie ceny biletów sprawiają, że Sycylia staje się coraz bardziej popularnym kierunkiem wśród naszych rodaków. Były momenty, zwłaszcza w Taorminie, że na ulicach częściej słyszeliśmy polski niż włoski.
My zdecydowaliśmy się na przelot z Katowic do Katanii. Na zwiedzanie mieliśmy tydzień, dlatego postanowiliśmy trzymać się wschodniej części wyspy. Na inne jej zakątki jeszcze kiedyś przyjdzie pora 😉 Czasy, kiedy chcielibyśmy na siłę wciskać chociażby Palermo, przekonując samych siebie, że im więcej miejsc tym lepiej już minęły.
Cel naszej podróży był prosty: zwiedzać, smakować, wygrzewać twarze w słońcu. Jeszcze będąc w Polsce, wybraliśmy sobie kilka miasteczek, pomiędzy którymi poruszaliśmy się transportem publicznym.
Czasem szło jak z płatka, czasem traciliśmy już nadzieję, ale finalnie udało się zrealizować praktycznie cały założony plan. Ciekawi, jakie perełki skrywa wschodnia Sycylia? Chodźcie!



Sycylia i miasta, które warto odwiedzić – czas, start
Mimo, że lądowaliśmy w Katanii (późnym wieczorem), to swoją sycylijską przygodę tak na dobre rozpoczęliśmy dopiero w Syrakuzach. Tuż po śniadaniu udaliśmy się na Piazza Paolo Borsellino, z którego odjeżdżają autobusy dwóch najbardziej pewnych (zwłaszcza poza sezonem) przewoźników: interbus oraz etna trasporti. Na szczęście na tym odcinku autobusy kursują często, więc nie musieliśmy zbyt długo czekać. Do Syrakuz wiedzie malownicza trasa, przy dobrej widoczności z okien można podziwiać górującą nad Katanią Etnę.
Jeśli jesteście w trakcie planowania swojej podróży, warto pamiętać o tych stronach, które ułatwią sprawdzanie połączeń między poszczególnymi miastami:
Sycylia i jej smaki – czas na cannolo
Po dotarciu na miejsce mieliśmy jeszcze spory zapas czasu do zameldowania w guesthousie. Wykorzystaliśmy go w najlepszy ze znanych nam sposobów – udając się do cukierni o wdzięcznej nazwie Cannolo Terapia. Na pierwszy ogień kawka i arancini czyli nadziewane kulki ryżowe, smażone w panierce z bułki tartej (niepozorne, ale sycące). Nasz wzrok błądzi jednak od lady do lady. Kelner bardzo szybko zgaduje, czego szukamy. Z uśmiechem pyta, czy chcemy spróbować cannolo. Najpierw kawa i arancini, a cannolo dopiero na koniec! – odpowiada. Nieco zdziwieni zajmujemy miejsca przy stoliku na tarasie. Domyślamy się, że chodzi o to, aby cannolo zaserwować „na świeżo”. W tym jak i wielu innych miejscach na Sycylii, rurek nie wypełnia się kremem po to, żeby gotowe leżały już w witrynie chłodniczej. Robi się to na bieżąco.
Jak tylko nasze talerzyki i filiżanki zostały opróżnione, do akcji wkroczył jeden z założycieli lokalu. Upewnił się, że wszystko skonsumowane, posprzątał a po chwili wręczył nam po jednej solidnej rurce wypełnionej po brzegi ricottą. Niebo w gębie! I bardzo miła obsługa.
Zdecydowanie polecamy to miejsce, jeśli będziecie kiedyś w Syrakuzach – Cannolo Terapia, Via Pausania 3, 96100 Syrakuzy

Syrakuzy – co warto wiedzieć?
Same Syrakuzy słyną przede wszystkim ze swojej burzliwej historii. Początkowo grecka osada, następnie tereny zajęte przez Rzymian, w VII i VIII wieku najeżdżane przez Arabów, którzy systematycznie napadali całą wyspę. Wprawne oko dostrzeże wpływy obcych ludów zarówno w architekturze jak i w kuchni. To właśnie w Syrakuzach urodził się Archimedes, św. Łucja zmarła męczeńską śmiercią a św. Paweł spędził trzy dni w trakcie przeprawy z Malty do Rzymu.
Miasto posiada dwie części – Ortigię, czyli niewielką wyspę, którą Grecy zasiedlili w pierwszej kolejności oraz nowszą część, położoną w pełni na lądzie. Obydwie mogą poszczycić się wieloma atrakcjami ulokowanymi nie tylko przy głównych arteriach, ale także przy niepozornych uliczkach.




Syrakuzy – nowsza część miasta
Nasza kwatera położona była w nowszej części miasta i to od niej rozpoczęliśmy zwiedzanie. W bliskim sąsiedztwie mieliśmy Sanktuarium Matki Bożej Płaczącej – budynek na tyle charakterystyczny, że ciężko przejść obok niego obojętnie. Nazwa wzięła się od płaskorzeźby z wizerunkiem Matki Boskiej, która to przed laty miała zalać się prawdziwymi łzami.
Prawdziwą gratką dla amatorów czasów starożytnych będzie ogromny park archeologiczny oraz Muzeum Archeologiczne znajdujące się właśnie w tej części miasta.

Ortigia
Ortigię z pozostałą częścią miasta łączą dwa mosty. Mniej więcej w połowie ich wysokości, dostrzec można niewielki plac z rzeźbą Archimedesa pośrodku. W pobliżu cumują mniejsze łódki, a w słoneczne dni spacerowicze chętnie korzystają z dostępnych ławek. A trzeba pamiętać o tym, że Sycylia = dużo słońca!



My swoje pierwsze kroki na wyspie skierowaliśmy ku słynnej „kanapkarni”. Caseificio Borderi położona jest w bliskim sąsiedztwie ożywających o poranku lokalnych targów. Słynie ona z domowych kanapek, szczodrze wypełnianych włoskimi specjałami. Do wyboru jest kilka pozycji z menu, kanapki przygotowywane są na bieżąco, na oczach kupującego. Ponadto na miejscu można zaopatrzyć się w wędliny, sery oliwki, różnego rodzaju przetwory, wina i soki. W środku nie ma za wiele miejsca, ale jest dostępna toaleta dla gości.


Po Ortigii, jak i po całych Syrakuzach poruszaliśmy się na piechotę. Duża liczba atrakcji pozwalała nam na łapanie oddechu podczas podziwiania i kontynuowanie wędrówki, tak by zdążyć obejrzeć zachód słońca.
W pamięci najbardziej zapadły nam ruiny świątyni Apolla, uznawane za pozostałości najstarszej doryckiej świątyń powstałej na Sycylii oraz Plac Katedralny. Liczne świątynie i pałace znajdujące się dookoła niego sprawiają, że przez chwilę można czuć się przytłoczonym wielkością i mnogością zdobień tych majestatycznych budowli. Z drugiej strony jasne kolory i odbijające się w fasadach słońce napawają spokojem i skłaniają do zwolnienia tempa. Jeśli zapragniecie nieco dłuższej przerwy, żaden problem, kawiarni i restauracji na placu dostatek!




My kontynuowaliśmy swoją wędrówkę w kierunku murów obronnych. Zajrzeliśmy do fortu Vigliena a stamtąd do XIII-wiecznego zamku Maniace. Na zwiedzanie wnętrza było już za późno, ale bez problemu mogliśmy rozejrzeć się po okolicy.




Syrakuzy – gdzie na zachód słońca?
Mając jeszcze zapas czasu, na zachód słońca udaliśmy się w okolice Źródła Aretuzy, będącego naturalnym źródłem ze słodką wodą. Miejsce to słynie z rosnącego dziko papirusu oraz opowieści znanej z greckiej mitologii. Mówi ona o tym, że jedna z nimf podczas kąpieli w morzu stała się obiektem westchnień Alfejosa. Niestety bez wzajemności. Uciekając przed zalotnikiem, Aretuza dotarła do sycylijskiego wybrzeża, gdzie przy pomocy bogini zamieniła się w źródło wody…
Źródło otacza miejska oaza zieleni, można schować się przed słońcem czy napić czegoś w pobliskich kawiarniach. O zachodzie słońca warto udać się na pobliski taras widokowy. Są ławki i niczego sobie widoki.



Noto – czy kilka godzin wystarczy?
Z nieco sennego o tej porze roku dworca autobusowego ruszyliśmy w swoją dalszą podróż. A konkretniej do Noto, często określanego mianem barokowej perły Sycylii. Tym razem także skorzystaliśmy z połączenia przewoźnika interbus. Sycylia posiada również sieć połączeń kolejowych, ale te lepiej sprawdzają się w głównym sezonie turystycznym.
Byliśmy raczej nielicznymi, którzy zdecydowali się na zostanie w miasteczku na noc. Większość turystów wybiera opcję kilkugodzinnego zwiedzania i powrotu do Syrakuz czy innej destynacji. My zakodowaliśmy sobie w głowie, że ma być to wyjazd w trybie slow i postanowiliśmy przenocować w guesthousie położonym ponad zabytkowym miastem.
Do dyspozycji mieliśmy taras na dachu, który rozwiązał nam kwestię miejscówki na zachód słońca. Co do samego centrum – rzeczywiście obeszliśmy je w ciągu dnia nawet kilkukrotnie. Widzieliśmy ulice pełne turystów, którzy dopiero co wysypali się z wycieczkowych autokarów, a po południu te same miejsca wypełnione zaledwie garstką wracających z pracy mieszkańców.



Zwiedzanie Noto
W 1693 roku na Sycylii miało miejsce trzęsienie ziemi. Ucierpiało wówczas wiele miast, w tym i Noto. Niektóre z nich próbowano odbudować w barokowym stylu, jednak w tym konkretnym przypadku zniszczenia były tak ogromne, że podjęto decyzję o wzniesieniu zupełnie nowego miasta, od podstaw. Ruiny, które przetrwały pełnią dziś funkcję skansenu i oczywiście można je odwiedzać.
Noto, które możemy dziś podziwiać śmiało można określić jako miasteczko budowane z rozmachem. Niepozorne przez swoją wielkość, potrafi sprawić, że przechodzień zatrzyma się i zawiesi wzrok nie w telefonie a na fasadzie chociażby katedry czy siedziby urzędu miasta.







Kolejna cecha miasteczka to schody! Jest ich sporo i praktycznie każde prowadzą w ciekawsze zakamarki miasta. W Internecie napotkaliśmy informacje o tym, że niektóre stopnie ozdabiane są za pomocą barwnych pasków, które oglądane z daleka tworzą jakiś konkretny obraz. Podczas naszego marcowego pobytu oglądać mogliśmy jedynie resztki szarego kleju, co oznacza, że nie jest to stała atrakcja.



Noto – gdzie po słodkości
Dzień zakończyliśmy w cukierence, do której zresztą zawitaliśmy także przed wyjazdem – gorąco Wam polecamy Pastry Al Fico d’India. Nie jest w ścisłym centrum, ale całkiem niedaleko od przystanku autobusowego. Ogromny wybór sycylijskich słodkości, które w przypadku opcji na wynos zapakowane zostaną w kartonik i ozdobny papier (to zresztą częsta praktyka w cukierniach w tej części Włoch). Sycylia nijak ma się do diety – pamiętajcie!


Transport publiczny poza sezonem
Sporo kościołów, niewiele mniej kawiarni, wspaniale prezentujący się teatr, kilka sklepików z pamiątkami, szukający okazji taksówkarze, problem z wyborem restauracji i przyjemny klimat po zmroku – tak zapamiętaliśmy Noto. Gdybyśmy wiedzieli jaka przeprawa czeka nas dnia następnego, być może nie zostalibyśmy na noc, no ale wówczas nie mieliśmy jeszcze tej wiedzy.
Dlatego oprócz atrakcji Noto zapamiętamy też próbę wydostania się z niego. Naszym kolejnym celem na mapie wschodniej Sycylii była Ragusa. Wiedząc, że marzec nie jest zbyt turystycznym miesiącem i połączenia między miastami są rzadsze, próbowaliśmy zasięgnąć języka na stacji kolejowej i w informacji turystycznej. Stacja okazała się być zamknięta na cztery spusty, w informacji zapewniono nas, że autobus odjedzie z przystanku w centrum. Opóźnieniem autobusu nie przejmowaliśmy się w ogóle. Zaczęliśmy dopiero w momencie, w którym podjechał, wysadził pasażerów a nas nie zabrał, informując, że odjeżdża z oddalonego o jakieś 20 minut piechotą dworca kolejowego i to TAM możemy wsiąść.
W informacji turystycznej rozkładanie rąk, w pobliskim kiosku (we Włoszech bilety autobusowe często kupuje się w punktach zwanych Tabacchi) próby przedstawienia nam rozkładu jazdy. Jak się okazało interesujący nas autobus kursował w zastępstwie za pociąg. My bilet zamierzaliśmy kupić dopiero u kierowcy, a ten nie zamierzał ułatwiać życia turystom.
Pamiętajmy jednak, że postawiliśmy na wycieczkę w duchu slow. Usadowiliśmy się wygodniej na ławce i obserwowaliśmy, które autobusy przyjeżdżają punktualnie, a które w ogóle. Swój plan zwiedzania obróciliśmy do góry nogami i postanowiliśmy pojechać do Katanii. No ale kto wsiada do autobusu bez chociażby rogala nadzianego kremem (najlepiej pistacjowym) na drogę? Jedno z nas udało się na zakupy, a wracając dostrzegło tabliczkę z nazwą RAGUSA na szybie pojazdu, który właśnie podjechał. Kilka susów i szybką pogawędkę z kierowcą później siedzieliśmy już w środku, nie dowierzając, że jednak dotrzemy do pierwotnie założonego celu.

Ragusa – czego się spodziewać?
Ragusa położona jest bardzo malowniczo, o czym przekonacie się na zdjęciach poniżej. Kierowca pokonywał górskie serpentyny z widoczną wprawą. Przerwę na espresso w jednym z miasteczek na trasie zrobił sobie tylko raz 😉


Dotychczas nazwa tego miasta kojarzyła nam się tylko z przepyszną szwajcarską czekoladą. Jak tylko zobaczyliśmy zdjęcia w Internecie, nie było szans, żebyśmy nie spróbowali tam dotrzeć. Spędziliśmy w Ragusie tylko jeden dzień, ale zdecydowanie było warto!
Trzęsienie ziemi, o którym wspominaliśmy przy opisie Noto, także tutaj odcisnęło swój widoczny już na pierwszy rzut oka ślad. W trakcie podejmowania decyzji kluczowych dla odbudowania miasta, mieszkańcy nie byli zgodni co do dokładnej lokalizacji. Część z nich chciała, aby Ragusę odbudować na gruzach tej poprzedniej, druga połowa wolała przenieść się nieco wyżej i właśnie tam rozpocząć budowę. W efekcie, dziś miasto podzielone jest na starą i nową część. Każda z nich zachwyca swoją architekturą i charakterystycznymi dla Sycylii uliczkami.


Ragusa Ibla
My zatrzymaliśmy się w starej części miasta zwanej Ragusa Ibla. Z wielką przyjemnością zanurzaliśmy się w labirynt ulic i schodów. Zaskoczyła nas nieco ilość kościołów (są na każdym kroku) oraz ravioli z ricottą i cukrem (!), serwowane z mięsnym sosem 😉 Tego dania możecie spróbować w Trattoria La Bettolla. Jeśli planujecie pobyt w Ragusie, serdecznie polecamy Wam wizytę w tej niewielkiej restauracji. Krótka karta ze specjałami typowymi dla tego regionu Włoch, serdeczna obsługa, dobre wino i jeszcze lepsze jedzenie!



Sercem starej części Ragusy jest zdecydowanie Piazza Duomo, z górującą nad placem Katedrą św. Jerzego. Nie brakuje tam kawiarni, barów z przekąskami czy sklepików z lokalnymi wyrobami zarówno spożywczymi jak i pamiątkami. Całość okraszona odbudowanymi w barokowym stylu domami, pałacykami i kościołami.



Kierując się w dół miasteczka, warto zajrzeć do Giardino Ibleo czyli miejskiego ogrodu, do którego warto zajrzeć z kilku powodów. Przede wszystkim jest to oaza zieleni, w której można odetchnąć po męczącym dniu czy schronić się na ławce w cieniu. Oprócz zadbanych alejek, ogród oferuje plac zabaw dla dzieci, fontanny i taras widokowy, z którego podziwiać można panoramę miasta.



Ragusa – gdzie się zatrzymać?
Podczas tego wyjazdu mieliśmy szczęście do noclegów posiadających własne tarasy widokowe. Nie inaczej było w przypadku Intervallo Boutique Hotel, w którym przy dobrej pogodzie śniadanie serwowane jest na dachu. Ponadto, do dyspozycji gości są dwa tarasy, na których można do woli delektować się kawą i widokami. A w pokojach oprócz klimatyzacji są też grzejniki, co w marcu bywa sporą zaletą 😉

Ragusa „Górna”
Górną część miasta „zwiedzaliśmy”, kierując się na dworzec autobusowy. Nie można odmówić jej uroku, choć układ miasta zdecydowanie odbiega od tego, co widzieliśmy w Ragusa Ibla.



Katania – jedno z większych miast na wyspie
Kolejnym przystankiem na naszej sycylijskiej trasie była Katania. Nie pokładaliśmy w niej jakichś wielkich nadziei. Całkiem spore, turystyczne miasto, w którym ceny w restauracjach i kawiarniach z reguły są wyższe, co niestety nie zawsze przekłada się na jakość serwowanych wypieków czy dań. Nasz nocleg znajdował się tuż przy Via Etnea, którą śmiało można porównać do nowojorskiej 5th Avenue. Markowe sklepy, knajpy na każdą kieszeń, uliczni sprzedawcy, eleganckie witryny sklepowe i tłumy ludzi rozchodzących się po obu stronach.

Najważniejsze atrakcje Katanii
Ta część miasta jest naszpikowana atrakcjami, więc bardzo często dzieli je od siebie kilka-kilkanaście metrów. Za punkt orientacyjny warto obrać Porta Uzeda czyli bramę pochodzącą z XVII wieku. Po jej przekroczeniu Waszym oczom ukaże się główny plac otoczony przez barokowe perełki. Na większą uwagę zasługują Bazylika Katedralna św. Agaty ze znajdującymi się pod nią ruinami łaźni, sąsiadujący z nią Kościół św. Agaty (warto zajrzeć po południu na taras widokowy, za 5 euro można podziwiać skąpane w zachodzącym słońcu miasto), fontanna ze słoniem wykonanym ze skały wulkanicznej, uniwersytet z okalającym go placem czy wykonana z białego marmuru Fontanna dell’Amenano, pod którą płynie podziemna rzeka.








Targ rybny w Katanii – czy warto?
Znajdujące się tuż za Fontanną dell’Amenano schody wykonane zostały z lawy wulkanicznej. Prowadzą one do odbywającego się od poniedziałku do soboty (w godzinach porannych) rybnego marketu – La Pescheria. Mimo, że jest to market, na którym zaopatrują się głównie mieszkańcy, cieszy się on sporym powodzeniem także u turystów. Prym wiodą stoiska ze świeżymi rybami i owocami morza. Między stolikami przechadzają się sprzedawcy ziół, noszący w rękach wielkie pęki zieleniny. Można przyjrzeć się nieznanym do tej pory gatunkom ryb, wsłuchać się w gwar tego miejsca a także spróbować ostryg serwowanych z cytryną, bułeczek z sardynkami czy grillowanej ryby z warzywami. Targ działa mniej więcej do południa, więc warto pamiętać, o tym, żeby zajrzeć na niego z samego rana. Później sprzedawcy zwijają stoiska i rozpoczyna się wielkie szorowanie placu.







Będąc w okolicy targu rybnego warto zajrzeć na Piazza Currò, przy którym podziwiać można dobrze zachowane rzymskie łaźnie.


Leżąca u podnóża Etny Katania niejednokrotnie stawała się ofiarą erupcji wulkanu i trzęsień ziemi. Dlatego też wiele zabytków miasta odbudowywano na przestrzeni lat. Wyjątkiem jest Zamek Ursino, który pierwotnie wzniesiono na klifie nad Morzem Jońskim, ale katastrofy naturalne doprowadziły do przesunięcia się brzegu, a tym samym także i zamku. Podczas jednego z wybuchów Etny, lawa zalała zamkową fosę, jednak sama budowla pozostała nietknięta. Dziś pełni ona funkcję muzeum sztuki.

Nasz ulubiony zakątek Katanii
Ze wszystkich placów, które odwiedziliśmy w Katanii, nam najbardziej przypadł do gustu Piazza Vincenzo Bellini z widokiem na przepiękna operę. Idealne miejsce, żeby przysiąść na popołudniową kawkę i poprzyglądać się architekturze oraz mieszkańcom.



Jeśli podczas spacerów po Katanii zacznie Wam się wydawać, że miasto posiada sporo kościołów, zajrzyjcie koniecznie w uliczkę Via Crociferi – po obu jej stronach ciągną się okazałe świątynie. Jedna przy drugiej. Do większości można zajrzeć za darmo. Sama ulica wpisana została na Listę Światowego Dziedzictwa UNESCO.



Wyżej wspominaliśmy Wam, że Sycylia posiada mnóstwo amfiteatrów, a raczej ich pozostałości. W Katanii, z poziomu ulicy obejrzeć można ruiny rzymskiego amfiteatru a na posiadających większy apetyt na starożytne zabytki czeka teatr grecko-rzymski, do którego wchodzi się z ulicy, przez jedną z niepozornych kamieniczek.


Taormina – kultowe miasteczko Sycylii
Na deser zostawiliśmy sobie zwiedzanie Taorminy, którą Goethe określał mianem „najwspanialszego dzieła sztuki i natury, kawałkiem raju na ziemi.” Z pewnością jest to jedno z najbardziej turystycznych miejsc na Sycylii. Taormina słynie z malowniczego położenia, dobrych hoteli i dużego wyboru restauracji. W 2022 roku premierę miał drugi sezon serialu Biały Lotos, do którego ujęcia kręcono głównie w Taorminie. Kolejny powód, dla którego do miasteczka zaczęły napływać całe grupy wycieczek. Posiada bardzo dobrą infrastrukturę turystyczną, jednak trzeba liczyć się z tym, że będzie drożej niż w innych miejscach na wyspie, a w głównym sezonie miejsca noclegowe trzeba rezerwować ze sporym wyprzedzeniem.

Taormina – gdzie po ciastka, a gdzie na nocleg?
My swoją wizytą w Taorminie rozpoczęliśmy od cukierni, do której wracaliśmy później kilkukrotnie – Pasticceria Taormina D’Amore – zapamiętajcie tę nazwę, jeśli lubicie włoskie słodycze. Pistacjowe szaleństwo, lody, rogale nadziewane na bieżąco wybranym przez Was kremem, ciasta i ciasteczka w przeróżnych smakach i kształtach. Wszystko dostępne także w opcji do zapakowania w podróż! Testowaliśmy i udało nam się przemycić trochę sycylijskich smaków do domu.
Nasz nocleg okazał się całkiem osobliwy, dawne oratorium zaadaptowano na hotel. W efekcie z sufitu spoglądały na nas aniołki z nadwagą 😉 Miejsce miało jednak niekwestionowaną zaletę w postaci swojej lokalizacji – tuż nad główną ulica czyli Corso Umberto, bardzo blisko tarasu widokowego przy Piazza IX Aprile.

Zwiedzanie Taorminy
Główna ulica rozciąga się między dwiema miejskimi bramami – Porta Catania a Porta Messina. Przy Corso Umberto rozlokowały się luksusowe butiki, liczne restauracje i cukiernie. Nie brakuje sklepów z pamiątkami, wśród których prym wiedzie ceramika. Odchodzące od niej mniejsze uliczki prowadzą w klimatyczne zaułki, do knajp rozkładających swe stoliki na tarasach lub zwyczajnie na schodach, do kawiarni, w których bez pośpiechu popija się espresso i do delikatesów, w których można zaopatrzyć się w dojrzewające szynki, marynowane oliwki czy słynne włoskie sery. Warto spróbować też granity, która w towarzystwie brioszki, bywa częstym wyborem śniadaniowym wśród Sycylijczyków.






Podobnie jak w poprzednich miasteczkach, co chwilę natrafić można na niewielki plac a na nim przynajmniej jeden kościół, fontanna i bogato zdobione kamieniczki. Taormina zdaje się być bardziej wymuskana od innych miast, dużą uwagę przywiązuje się do wyglądu uliczek i sklepowych witryn. Po kilku dniach we wschodniej części Sycylii przywykliśmy już do widoku niewielkich kapliczek i gablot, mających uchronić mieszkańców od „gniewu” Etny lub trzęsienia ziemi i zauważyliśmy, że są one stawiane także w Taorminie.



Amfiteatr, który trzeba odwiedzić!
Jeszcze przed wylotem na Sycylię zdecydowaliśmy, że odwiedzimy tylko jeden amfiteatr i nasz wybór dość szybko padł na ten znajdujący się w Taorminie. Wzniesiony przez Greków, a następnie przejęty przez Rzymian wzbudza zachwyt do dziś. Zwłaszcza w dobra pogodę, kiedy zajmując miejsce na trybunach, podziwiać można (w marcu ośnieżoną jeszcze) Etnę. Z drugiej strony rozpościerają się widoki na Morze Jońskie. Dawniej miejsce starć gladiatorów, dziś obiekt, w którym odbywają się wydarzenia związane z filmem czy muzyką.





Jeśli wolicie zostać przy bezpłatnych atrakcjach to polecamy Wam Odeon (wizyta raczej na kilka minut) oraz park Villa Comunale di Taormina. Ten drugi idealnie nadaje się na podziwianie zachodu słońca, ale warto zwrócić uwagę na godziny otwarcia, pracownicy skrupulatnie sprawdzają czy wszyscy opuścili teren, a bramy zostają zamykane jedna po drugiej.





My na Taorminę mieliśmy dwa pełnie dni, więc zajrzeliśmy też na plażę Isola Bella. Oczywiście w marcu warunki do plażowania są średnie (choć kąpiących się osób nie brakowało), ale chcieliśmy przespacerować się brzegiem morza i zrobić kilka ujęć dronem nad wysepką, będąca rezerwatem przyrody. Rezerwat nazywa się tak samo jak plaża, można go zwiedzać w sezonie, więc jak się domyślacie my obeszliśmy się smakiem. Nie załapaliśmy się też na przejazd kolejką linową, która startuje z okolic dworca autobusowego i dociera „nad morze”. Alternatywą dla kolejki jest bus miejski lub spacer o własnych siłach (w drodze powrotnej czeka sporo schodów).



Castelmola
Tym, których szybko nudzi zwiedzanie włoskich miasteczek, proponujemy rozważyć wypad do Castelmoli. Z Taorminy wiedzie malowniczy szlak, pozwalający na odbycie mini trekkingu. Jeśli jesteście żądni aktywności, ale „tak bez przesady”, to dobrym rozwiązaniem będzie dotarcie do Castelmoli autobusem i spacer w drodze powrotnej (nie będziecie musieli się wspinać, a widoki od samego początku będą fantastyczne). Warto udać się tam w godzinach porannych, żeby uniknąć przebywania na szlaku w pełnym słońcu.
Jeśli zdecydujecie się przyjechać autobusem, czeka Was niedługa podróż górskimi serpentynami. Przystanek końcowy znajduje się przy Piazza San Antonino, na którym warto zatrzymać się choć na chwilę i rozejrzeć dookoła. Przy dobrej widoczności świetne widoki gwarantowane.


Bar Turrisi – nietypowa atrakcja
Następnie śmiało można zagłębić się w labirynt krótkich uliczek. Castelmola słynie ze słodkiego, migdałowego wina. Serwują je w wielu kawiarniach i restauracjach. My wybraliśmy słynny Bar Turrisi położony tuż przy kościele. Takie sąsiedztwo nie powinno dziwić na Sycylii, jednak ze względu na nietypowy wystrój baru, zdarzało się, że zbulwersowani ludzie dawali upust emocjom przed wejściem do tego przybytku. O co tyle hałasu? O symbol baru, którym jest …penis. We wnętrzach kilkupiętrowego lokalu, penisa spotkać można wszędzie. Na stołach, jako klamki, rzeźby, lampki, lustro w łazience, malunki na stołach i kafelkach podłogowych. Charakterystyczny kształt ma także samo menu.
Im wyższe piętro tym lepszy widok z tarasów. Przetestowaliśmy w lokalu granitę z brioszką (bardzo dobre!) oraz słynne wino migdałowe. Zgadnijcie w jakim kształcie są kieliszki,w których się je serwuje? Na pamiątkę wizyty w barze, kieliszki można zabrać ze sobą do domu.




Ścieżka Saracenów
Nie zapominajmy jednak, że do Castelmoli przybyliśmy, aby pokonać słynną Ścieżkę Saracenów, bo tak nazywa się droga wiodąca do Taorminy. Chcąc znaleźć jej początek, wpiszcie w Google maps „Footpath to Taormina”. Pierwsze schody odchodzą od Via Circonvallazione Sud. Czas potrzebny na przejście trasy zależy od liczby przystanków po drodze. Jest sporo dobrych spotów na zdjęcia. Co chwilę można się natknąć na opuncje figowe oraz wygrzewające się w słońcu jaszczurki. Nam całość zajęła ponad godzinkę, ale mieliśmy kilka pauz na zdjęcia i przelot dronem.






Sycylia – czy wrócimy?
Miejscem, do którego nie udało nam się dotrzeć ze względu na brak transportu publicznego poza sezonem jest Savoca – miasteczko doskonale znane fanom Ojca Chrzestnego. Mimo, że tak naprawdę nakręcono tam tylko kilka ujęć, od wielu lat Savoca przyciąga tłumy turystów. Największą atrakcją jest podobno działający do dziś Bar Vitelli, w którym można obejrzeć zdjęcia z planu filmowego, a także rekwizyty. Cóż, może uda się następnym razem, bo na Sycylię mamy jeszcze nadzieję wrócić! Spodobał nam się jej wiosenny klimat, przepadliśmy w kwestii sycylijskich słodyczy i chętnie zajrzymy na Etnę, która w marcu była jeszcze obficie pokryta śniegiem, a my jak już wiecie polecieliśmy szukać wiosny a nie marznąć gdzieś na szczytach;)
P.S. Jeśli wolisz bardziej egzotyczne kraje, zapraszamy do lektury naszego wpisu prosto z Kostaryki!
https://henrykwterenie.pl/zwierzeta-kostaryki/