Malakka – jedno z najstarszych miast Malezji

przez Henryk w Terenie
1 Komentarz

 

Po nowoczesnym Kuala Lumpur przyszedł czas na nieco starszą Malakkę – jedno z najstarszych miast Malezji. Przygotowując plan swojej podróży, z góry wiedzieliśmy, że miasto przypadnie nam do gustu i tak też się stało!

Dotarliśmy tam autokarem, który 150 km pokonał w mgnieniu oka. Wysiedliśmy na dworcu autobusowym, z którego złapaliśmy transport do centrum, czyli na Plac Holenderski. Oprócz duchoty uderzył nas hałas. Nieco dziwny, jakby kilka pomieszanych ze sobą piosenek, lecących gdzieś jednocześnie w tle. Zarzuciliśmy plecaki, rozejrzeliśmy się uważnie i wszystko stało się jasne. Dźwięki wydobywały się ze stojących w pobliżu kolorowych riksz. Niemal każda serwowała inny radiowy hit. A ich wygląd wywoływał zachwyt wśród najmłodszych turystów oraz Azjatów, którzy ochoczo decydowali się na przejażdżkę. Z resztą, zobaczcie sami 😉

 

 

Pokemon czy Hello Kitty :)?
Hello Kitty wygrywa starcie 🙂
A tak to się prezentuje wieczorem 🙂

 

Przed wiekami Malakka słynęła z portu handlowego, który był jednym z najważniejszych w Azji. Jako pierwsi tereny miasta zamieszkali muzułmańscy emigranci z Sumatry, którzy utworzyli tam swój sułtanat.

Wkrótce dołączyli do nich Chińczycy, ale już na początku XVI wieku ziemie trafiły w ręce Portugalczyków. Panowali około 100 lat, po czym rządy przejęli po nich Holendrzy.

Na tym nie koniec podbojów, bowiem niecałe dwa wieki później Malakka zajęta została przez Brytyjczyków. Okres 1942-1945 to czas japońskiej okupacji. Burzliwa historia doprowadziła do tego, że port stracił na swojej wadze, zastąpił go ten singapurski. Mimo to podejmowane są próby przywrócenia Malakce dawnej świetności. W życie wcielany jest projekt Melaka Gateway, którego celem jest utworzenie 4 wysp na obszarze Cieśniny Malakka. Idea projektu zakłada rozwój poszczególnych gałęzi gospodarki a także budowę nowego portu. Pomysłodawcy mówią o próbie tchnięcia życia w ten historyczny region.Nowoczesna marina ma zachwycać przybywających z całego świata, a ponadto przyciągać inwestorów oraz gwarantować miejsca pracy. Oficjalnie, wszelkie prace powinny zostać zakończone w 2025 roku. Wizualizacje robią spore wrażenie.

 

 

Z drona zawsze spoko 🙂

 

 

Wprawne oko szybko dostrzeże pozostałości po niemal każdej z nacji. Budynki zachowane do dziś są dowodem na to, jak atrakcyjny kąsek stanowiło niegdyś portowe miasto. Różnorodność wyzierająca z każdego kąta, uhonorowana została w 2008 roku wpisem na światową listę dziedzictwa UNESCO.  

 

 

 

Nocleg w niskiej cenie znaleźliśmy bez problemu. Wystarczyło trochę odejść od centrum. Mijaliśmy po drodze kilka pięknie stylizowanych hosteli, jednak nasz pokój z piętrowym łóżkiem w zupełności nam wystarczył 😉

Plan na pierwszy dzień był bardzo prosty: jak najszybciej zrzucić plecaki, wziąć prysznic i zatopić się w sercu miasta, powoli odkrywając jego historię. Staraliśmy się zajrzeć w każdą uliczkę w środkowej części, obejść wszystkie place i szukać śladów przeszłości. Jednak nasza samodzielna wędrówka była jedynie wierzchołkiem góry w porównaniu z tym, co czekało nas następnego dnia.  

 

Terry- nasz gospodarz w Malakce 🙂

 

 

Czy jest lepszy sposób na poznanie miasta niż zwiedzanie go w towarzystwie mieszkańców? Chyba nie. Dlatego też nie mogliśmy doczekać się momentu, w którym poznamy człowieka, który postanowił nas przygarnąć za pośrednictwem couchsurfingu. Mimo, że pogoda nie należała do najlepszych, wypatrywaliśmy go w umówionym wcześniej miejscu. Podjechał, przywitał się i zapytał czy mamy jakąś listę miejsc do zobaczenia. 

My byśmy nie mieli? ;D

 

Razem ustaliliśmy, że najwygodniej będzie zacząć od tych położonych na obrzeżach miasta. Zanim to jednak nastąpi, udajemy się na lokalne śniadanie. Standardowo naleśniki i kawa z pianką. Kilkanaście minut później podziwiamy wybudowany na wodzie meczet Masjid Selak. Podobnie jak w przypadku narodowego meczetu w Kuala Lumpur, także tutaj istnieje możliwość zwiedzenia wnętrz, pod warunkiem, że założy się szaty wiszące w szatniach przed wejściem.

Biała budowla, złota kopuła i efekt unoszenia się na wodzie – tak, robi wrażenie.  

 

 

Masjid Selak
Kałuże bywają przydatne 🙂

 

Kolejnym celem na naszej mapie stał się fort Famosa, a raczej jego pozostałości. Wybudowany został przez Portugalczyków, a w kolejnych latach służył Holendrom. Główna brama stanowi dobrą bazę wypadową do pobliskich atrakcji. Starając się nie pominąć żadnej z nich, wspięliśmy się na wzgórze św. Pawła. Obejrzeć tam można ruiny kościoła. Oprócz tego, wzgórze jest doskonałym punktem widokowym. Zanim zejdziemy na dół, zaglądamy jeszcze na cmentarz holenderski. Białe grobowce i pomniki, nieco już zapomniane i ukryte w cieniu drzew.

 

 

Pozostałości po bramie
Ruiny kościoła

 

 

Naszej uwadze nie umyka też Pałac Sułtana. Potężna drewniana budowla, odbudowana została przez Holendrów i aktualnie pełni funkcję Muzeum Kultury. Podziwiając jego wnętrza oraz sceny przedstawiające życie dawnych mieszkańców, napotykamy małą grupkę turystów z Polski. W czasie kiedy my zwiedzamy, nasz nowy znajomy – Terry załatwia sprawy biznesowe, telefonując do swoich klientów. Zdecydował się na przyjmowanie podróżnych pod swoim dachem, ponieważ pomaga mu to w ćwiczeniu języka angielskiego. Zapytany o to, czy chciałby odwiedzić Europę, stwierdził, że owszem, najchętniej Pragę 😉

 

 

Kiedyś Pałac sułtana, a dzisiaj muzeum
Wzdłuż korytarzy znajdziecie mnóstwo gablot i sal wystawowych
Gabloty zawierają przeróżne eksponaty
A sale często wyglądają właśnie w ten sposób
Na zewnątrz znajdziecie nieco większe eksponaty
Samochód, którym jechał premier ogłaszając niepodległość Malezji

 

Im bliżej centrum miasta, tym więcej ciekawych obiektów na drodze. Kilkakrotnie przecinamy Plac Czerwony, nazywany też Placem Holenderskim. Zamiast tłumaczyć, skąd nazwa, pokażemy Wam to na fotografiach 😉

 

A wy kochalibyście Malakę?
Pamiątki, pocztówki i riksze 🙂

 

Plac to miejsce będące rajem dla typowego turysty. Pamiątkę można kupić, pocztówkę wysłać, do rikszy wsiąść a i zdjęcie z napisem I love Melaka da się zrobić 😉 Po drugiej stronie ulicy kupić można arbuza, którego miąższ został zmiksowany i nadaje się do picia. Przepływa tam również rzeka Malakka, nad którą poprzedniego dnia radośnie sobie spacerowaliśmy. Wspomnianą radość zachwiał na dłuższą chwilę wyłaniający się z niezbyt czystej rzeki, sporych rozmiarów waran. Na ten widok jedno z nas czmycha w te pędy jak najdalej od schodów wiodących na bulwar. Drugie, podekscytowane zaistniałą sytuacją łowi w plecaku potrzebny obiektyw 😉

 

Terry, trochę zdezorientowany, nie pociesza mnie, mówiąc, że w rzece jest ich mnóstwo i na pewno spotkamy jeszcze kilka sztuk… Nie pomylił się, od tamtej pory, jako pierwsza dostrzegałam każdy nowy okaz. Małe i duże, wygrzewające się w słońcu, pływające, zatrzymujące się na schodach i wystawiające swe jęzory w kierunku aparatu. Czar miasteczka prysł, ale tylko na chwilę 😉

 

Jest i on 🙂 Od tej pory Jagoda miała oczy dookoła głowy 🙂
Przepisów drogowych to on nie znał
Najpierw są takie...
...a później rosną 🙂
Oko w oko 🙂

 

Na naszej liście znalazło się również Muzeum Morskie, będące repliką portugalskiego statku handlowego. Z kolei Terry postanowił zabrać nas do chińskiej świątyni Cheeng Hoon Teng, w której mogliśmy podejrzeć modlących się wiernych a także sposoby w jakie składa się ofiary. Jednym z nich jest wrzucenie datku do puszki, w zamian za co, na jednej z kolorowych wstążek można napisać swoją prośbę i zawiesić ją na tzw. drzewie życzeń. 

 

Czego to może być muzeum :)?
Tak, to muzeum morskie 🙂
Cała historia Malajskiej żeglugi na jednym pokładzie 🙂

 

 

W którymś momencie, nasz gospodarz uśmiechnął się szeroko i zarządził, że czas na typowy malajski deser. Co nieco już o nich wiedzieliśmy, ale postanowiliśmy spróbować. O ile Terry swoją porcję zjadł, a raczej wypił w mgnieniu oka, nam przyszło się z tym trochę bawić. Wybór padł na klasyk, czyli cendol. Jego bazą jest kruszony lód podlany mlekiem kokosowym. Do tego specyficzne w smaku zielone galaretki, paćka z czerwonej fasoli i odrobina brązowego cukru w płynie. Osobiście zdecydowanie wolę porcję porządnej ciemnej czekolady, ale co kraj to obyczaj 😉

 

Wersja owocowa 🙂
Już się trochę rozpuściło 🙂
Wersja klasyczna

 

Malakka bez wątpienia jest miastem artystów. W centrum, w charakterystycznych kolonialnych budynkach, na każdym kroku natrafić można na maleńką galerię sztuki, sklepy z rękodziełem, ale również ciekawe murale. Nie brakuje też kawiarni, bardzo przypominających te europejskie i sklepów z lokalnymi pamiątkami. Jeśli w trakcie podróży, ponad 24 godziny zastanawiacie się czy koszulka z wysokiej jakości nadrukiem, z jednej z najsłynniejszych galerii w mieście jest warta swojej ceny, czyli 40 zł, to znaczy, że zbyt długo przebywacie w Azji Południowo Wschodniej ;D

 

 

Zanim przystąpiliśmy do wieczornego zwiedzania, Terry zabrał nas do siebie, żebyśmy mogli trochę odsapnąć i odświeżyć się przed kolacją. Mieszkanie było bardzo schludne i zdominowane przez … figurki M&M’sów;) Dostaliśmy swój pokój z prywatną łazienką – tyle wygrać 😉

Chcąc odwdzięczyć się za wspaniałą gościnę, zaprosiliśmy go na „satayową ucztę”. Oczywiście lokal, jeden z najdłużej działających w mieście, pokazał nam on. 

Podstawą dania zwanego ogólnie satay, jest orzechowy sos, w którym macza się grillowane/smażone/gotowane kawałki mięs i warzyw. W niektórych knajpach spotkać można sposób serwowania podobny do szwajcarskiego fondue. Właśnie na takiej opcji nam zależało. O tym, że miejsce jest popularne wśród lokalsów, świadczyła kolejka do wolnego stolika. Grzecznie odczekaliśmy swoje, po czym zasiedliśmy i obserwowaliśmy jak na gazie zamontowany zostaje garnek wypełniony aromatycznym sosem. Następnie każdy wziął tacę i wędrując od lodówki do lodówki, wybierał kawałki mięs, owoców morza, warzyw itd. nadzianych na patyki. Wszystko po kolei zanurzaliśmy w bulgoczącym sosie, od czasu do czasu donosząc nowe kąski. Procedura wystawiania rachunku jest bardzo prosta, pracownicy liczą ile i jakie patyczki macie na tacy a później mnożą to przez ceny, które widzieliście wcześniej na lodówkach. Wybór kąsków jest zazwyczaj bardzo duży, dlatego warto próbować i szukać swojego faworyta 😉

 

Terry mówił, że to najlepsza knajpa w mieście. I my mu wierzymy 🙂
Brak miejsca mówi sam za siebie
Przekąski wybrane...
... to do dzieła 🙂

Najedzeni i pełni wrażeń po udanym dniu, wróciliśmy do domu Terrego i poszliśmy spać. A tak naprawdę to pojechaliśmy jeszcze przejść się Kampung Morten, miejscem, w którym po jednej stronie rzeki króluje tradycja ze swoimi drewnianymi i misternie zdobionymi chatkami, a po drugiej współczesność sygnowana szklanymi wieżowcami. 

Tradycja i nowoczesność
Zapraszamy 🙂
W sumie nie wiemy co to jest, ale pewnie jakiś kiosk 🙂
Domek nr 1
Domek nr 2
I domek nr 3 🙂

Swój pobyt w mieście postanowiliśmy przedłużyć o jeszcze jeden dzień. Poranek spędziliśmy na lokalnej pustyni, maszerując i podskakując w pełnym słońcu. Mogliśmy przyjrzeć się Cieśninie Malakka, będącej najdłuższą na świecie oraz pracom nad wspomnianym wyżej projektem – Melaka Gateaway. Zanim nasz gospodarz udał się do pracy, odhaczyliśmy jeszcze jeden tzw. punkt obowiązkowy, a mianowicie skosztowaliśmy kokosowego shake’a 😉 Jak za kokosem nie przepadam, tak ta odsłona skradła me serce ;D Ostatnie godziny upłynęły nam na spacerach uliczkami, chowaniu się przed słońcem i popijaniu zimnej kawy. Norbert odpalał drona, a my z Henrykiem zapadaliśmy w drzemki, czuwając jednak, w razie gdyby jakieś rzeczne stworzenie miało zamiar do nas dołączyć ;D

Kolejnym przystankiem na naszej mapie miał stać się Singapur, o tym, jak udało nam się wreszcie do niego dotrzeć, czy było warto i co robiliśmy na komisariacie napiszemy niebawem! 

 

W przewodnikach o tym nie piszą 🙂
No to hop 🙂
Terry przyprowadza tu wszystkich odwiedzających go ludzi 🙂
No to jeszcze coś z drona 🙂

You may also like

1 Komentarz

Anka 28 września 2019 - 02:27

Dzięki Ci Henryk. Właśnie czytam porannie Twego bloga w Maleka i znajduje kupę świetnych informacji! Dzisiejszy dzień zapowiada się ciekawie. Bardzo przydatny blog!

Odpowiedz

Skomentuj