W 1969 roku na przejściu dla pieszych na Abbey Road, zrobiona została kultowa fotografia. Zupełnie zwyczajna scena – członkowie grupy The Beatles, przechodzący przez pasy – na dobre utkwiła w pamięci późniejszych pokoleń, efektem czego jest blokowanie ruchu w tymże miejscu przez dzisiejszych turystów. Na przejściu nie ma świateł, co nieco komplikuje sprawę, bo zdjęcie chce mieć każdy. Na szczęście kierowcy wykazują się sporym zrozumieniem i potrafią zaczekać bez zbędnego trąbienia i marudzenia, aż uchwycony zostanie odpowiedni kadr 😉 Mało tego, od kilku lat „zebra” widnieje na liście Zabytków Wielkiej Brytanii. Korzystając z tego, że jedynym plusem naszego nieszczęsnego hotelu była lokalizacja, w ostatnim dniu pobytu, także i my udaliśmy się na Abbey Road.

Majestatyczną część miasta zdążyliśmy już jako tako poznać. Przyszedł czas na Londyn barwny, gwarny i kolorowy – Camden Town. To dzielnica, która pokazuje stolicę z zupełnie innej strony. Tętniąca życiem, pełna niespodzianek. Ulice, na których zamiast szklanych wieżowców stoją stare kamieniczki, których elewacje „podkręcono” za pomocą pędzla, farby, światełek i przestrzennych dekoracji. Każdy odwiedzający Londyn, powinien wpaść tu choć na chwilę, żeby przekonać się o tym, ile luzu potrafią mieć w sobie mieszkańcy. Barwne postaci spotkać można na każdym kroku, podobnie jak stragany z pamiątkami, tematyczne sklepy dla fanów chyba każdej muzyki, salony z ubraniami czy butami. Nie brakuje także studiów tatuażu czy piercingu, fryzjerów i budek ze street foodem. O tym, że w dalszym ciągu zwiedzacie Londyn a nie jakąś dziwaczną krainę, przypomną Wam m.in. czerwone piętrusy.


W samym centrum Camden Town powstał wielki bazar – legenda mówi, że kupicie na nim wszystko i szczerze w to wierzę! Sceneria go otaczająca przypomina trochę Amsterdam, a wszystko za sprawą wodnych kanałów. Przy pierwszej wizycie można się tam trochę pogubić, warto zapamiętać charakterystyczne stoiska, których gwarantuję, jest tam całe mnóstwo. Jak na każdym rasowym pchli targu dostaniecie tam ubrania, antyki, dmuchanego Spidermana, fajkę wodną, dzieła sztuki, komiksy, figurki z Kinder Niespodzianki, biżuterię, meble, dywan….Nie brakuje też części gastronomicznej, w której odbyć można kulinarną podróż po całym świecie – z pewnością traficie po zapachach. Dość osobliwą częścią marketu jest Horse Tunnel Market. Jak nazwa wskazuje, na każdym kroku napotkacie tam rzeczywistych rozmiarów posągi koni, które oddają ducha dawnych czasów, kiedy to zamiast słynnego targu znajdowały się tam stajnie koni kolejowych. Camden Town śmiało określić można miejscem niezbyt „grzecznym”, w którym wszyscy chętnie manifestują swoją wolność.

Mieszanina subkultur sprawia, że każdy ma szansę znaleźć coś dla siebie. Sami z ciekawości weszliśmy do sklepu Cyberdog, do którego przyciągnęła nas dobywająca się z wnętrza muzyka techno. Ledwie przekroczyliśmy progi, Szkodnik już chciał wychodzić, a wszystko za sprawą pary tancerzy królujących na specjalnych balkonach. Półnagi chłopak wijący się wokół barierek nie przypadł mu do gustu 😉 A sklep? Istny raj dla fanów muzyki techno, znaleźć można każdy element garderoby w wersji odblaskowej, ale nie tylko, do tego różnorodne akcesoria i gadżety i wystrój, dla którego warto zajrzeć choć na chwilę.

Oszołomieni wszystkim, czego doświadczyły nasze zmysły, zdecydowaliśmy się na poszukiwania najsłynniejszego angielskiego miśka, a mianowicie Paddingtona. W kierunku stacji kolejowej udaliśmy się piętrusem, w którym udało nam się zająć najlepsze miejsca. Przez chwilę czułam się jak w Błędnym Rycerzu,mimo, że autobus bardzo zgrabnie wciskał się w uliczki 😉
Na dworcu rozglądamy się po kilku peronach i nic. Byliśmy przekonani, że taka osobistość jak Paddington, zasiadać będzie gdzieś w centrum, a przynajmniej w miejscu łatwym do znalezienia. Po kilkunastu minutach błądzenia wpadliśmy na pomysł skorzystania z wi-fi obok McDonalda i znalezienia jakiejś wskazówki, okazała się jednak zbędna bo misiek siedział tuż obok „restauracji” 😉

Ostatnie chwile w Londynie spędziliśmy na Baker Street, skąd odjeżdżał nasz bus na lotnisko. Pech chciał, że nasz kurs obejmował godziny szczytu i trasa dłużyła się niemiłosiernie. Na pokładzie padały hasła typu „Nie zdążę na samolot”, ale kierowca nie tracił optymizmu, wspominając, że taki Ryanair ma w ofercie tanie kwatery 😉
