Koh Samui i Krabi – czy warto odwiedzić tamtejsze plaże?

przez Henryk w Terenie
0 Komentarzy

Plażowicze z nas marni. Żałośni wręcz. Po kilkunastu minutach leżenia plackiem , zaczynają się niespokojne ruchy i teksty typu: to ja pójdę po coś do picia. No chyba, że przyśniemy, wtedy pełen chillout 😉 W podróży szkoda nam czasu na spanie, dlatego preferujemy bardziej aktywny tryb poznawania nowych miejsc.

w drodze na „rajską” wyspę

Pierwsze chwile na Koh Samui

Podczas dwumiesięcznego pobytu w Azji dwukrotnie zdecydowaliśmy się na plażing. Pierwszy wybór padł na wyspę Koh Samui, bo w miarę blisko, bo dobre opinie, bo ładne foteczki w Internecie. I co? I kiepsko!

lada moment powstanie kilkanaście stoisk z pamiątkami

Zacisnęliśmy ząbki i staraliśmy się stołować jak dotychczas. Problemy były dwa. Kuchnia włoska? Dania kuchni rosyjskiej? A może burgerek? To można dostać na każdym kroku. Za panem z grillem trzeba się trochę nachodzić, przynajmniej w naszej części wyspy (Lamai Beach).) A jak już trafiliśmy na swojsko wyglądającą knajpkę, zaserwowano nam zupełnie pozbawionego smaku pad thaia. Serio, robię lepszego, będąc w Polsce ;D Śniadania ratowały nam tosty z nieocenionego 7eleven.
​O tym, co z turystami wyprawiają kierowcy songthaewów nie muszę chyba pisać. Jeśli nie zdecydujecie się na wynajem skutera, czeka Was ciężka przeprawa. Nawet jeśli nie będziecie chcieli za bardzo oddalać się od plaży czy kwatery, jakoś musicie wrócić do portu. Bogaci wczasowicze przyzwyczaili ich, że turysta zapłaci każdą, nawet wyssaną z palca cenę i później Jagoda z Norbertem stoją w deszczu i patrzą jak obrażony kierowca odjeżdża, bo ośmielili się negocjować…

Co do plaży, sprawdziliśmy tylko Lamai. Szału nie ma. Są za to panie masażystki, panowie od leżaków, handel obnośny etc. Wieczorami życie kwitnie w barach i dyskotekach. Pojawiają się panie i panowie polujący na grube europejskie (i nie tylko) portfele. Jest nawet jakiś nocny bazarek, ale nie wyróżnia się on niczym specjalnym.  

Przejazd na Krabi

Kolejnym przystankiem miała być wyspa Koh Phangan i osławione Full Moon Party. Los jednak chciał inaczej (i my chyba też). Nadeszły obfite deszcze, co oznaczało, że możemy popłynąć i uda się trafić na przyjemną pogodę, sączyć drinki z plastikowych wiaderek i zaliczyć mega kaca. Była też opcja, że padać nie przestanie i zmarnujemy czas i gotóweczkę. Oświeciło nas, że chyba nie do końca wpasujemy się w klimat imprezy i postawiliśmy na ewakuację Naszym kolejnym celem było znane szerszemu gronu Krabi.  

Jak na Krabi przystało, kraby spotkać można tam na każdym kroku

Tutaj sprytem wykazały się agencje sprzedające bilety na przejazd minivanami. Owszem dojedziesz do Krabi, ale wysadzą Cię na jakimś zadupiu, z którego jedyną opcją wydostania się będzie taksówka (jeśli ktoś ci ją zamówi oczywiście). Ale nic straconego, zupełnie przypadkowo, kilka metrów obok znajduje się lokalna agencja turystyczna, w niej uśmiechnięty pan, który już ma dla Ciebie pokój i kierowcę w pakiecie. Za odpowiednią stawkę. Biorąc pod uwagę pogodę i późną godzinę, przyjęliśmy ofertę. Następnego dnia, kilkadziesiąt metrów dalej znaleźliśmy sporo tańszy i przyjemniejszy guesthouse. 

Co oferuje Krabi?

Często spotykaliśmy się z pochlebnymi opiniami na temat Krabi. Prowincja cieszy się ogromną popularnością wśród turystów, co widać na każdym kroku.
Mekką dla niemal wszystkich jest Railay Beach, kusząca w Internecie pięknymi zdjęciami, ładną plażą i niesamowitymi zachodami słońca. Plaża słynie z otaczających ją klifów, a dostać się na nią można tradycyjnymi drewnianymi łódkami z długimi dziobami. Odpływają one z Ao Nan Beach, do którego dowiezie Was każda taksówka. W hostelach często wykupić można pakiet na przejazd busem i łódką obejmujący podróż powrotną. 

Rejs łodzią jest atrakcją samą w sobie, zwłaszcza jeśli o dobrą atmosferę „na pokładzie” dba pan sterownik 😉

Plaża Phra Nang

Po dobiciu na miejsce, należy zdecydować, który kierunek obieracie. Zachód czy wschód? Obie opcje gwarantują dość ciekawe widoki, pod warunkiem, że traficie na dobrą pogodę. Nam aura zbytnio nie sprzyjała, co może mieć wpływ na ocenę całości. Wybraliśmy główną plażę Phra Nang (kierunek zachodni). Tradycyjnie już powitały nas makaki polujące na kąski i gadżety gapiowatych turystów. Kilkunastominutowy spacer ścieżką otoczoną skałami i oto docieramy na miejsce. Jest sporo ludzi. Jedni próbują łapać promienie słońca, inni uprawiają wspinaczkę (warunki są całkiem niezłe). Nie brakuje amatorów kąpieli czy sportów wodnych. Spory tłumek gromadzi się w jaskini, która stała się nietypową świątynią. Zobaczcie sami…

Miejsce na plaży znaleźliśmy bez większego problemu. Woda była całkiem czysta i ciepła. Jak człowiek zmrużył oczy to i widoki były niczego sobie. Na głodomorów czekają łódki, które zaadaptowano na budki z fast foodem. Bez problemu kupicie zimne piwo czy wodę kokosową. Widywaliśmy dużo bardziej zaśmiecone i zatłoczone miejsca. 

Mimo to, cały czas czuliśmy niedosyt. Ale to tylko nasze zdanie. To, że w naszym przypadku nie było efektu woooow nie znaczy, że innym się nie spodoba. U nas przeszło bez większych emocji. Byliśmy, zobaczyliśmy, raczej nie wrócimy. Być może kiedyś nam się odmieni. Zamiast eksplorować miasta, przerzucimy się na wyspy i będziemy mogli polecać jakieś mniej znane perełki. Póki co nie zachęcamy, ani nie odradzamy Zdecydujcie sami 😉 Jak do tej pory ,z plaż najbardziej podobała nam się Nosy Iranja, którą obejrzeć możecie sobie w relacji z Madagaskaru –> https://henrykwterenie.pl/nosy-be-co-robic-na-wyspie/

Krabi – infrastruktura turystyczna

Co do Krabi, miasto ma wszystko czego turyście do szczęścia potrzeba. Baza noclegowa rozwinięta jest bardzo dobrze Wachlarz możliwości jest szeroki. Wieczorami otworem stoi nocny market, który działa nad rzeką o jakże zaskakującej nazwie – Krabi 😉 Znajdziecie na nim wszystko i nic. Jest jedzenie, sporo elektroniki, ubrania, zwierzęta, kosmetyki etc.

Nam zdecydowanie bardziej do gustu przypadł targ rozkładający się w weekendy, tzw. Krabi Walking Street. Jedzenie wydaje się bardziej świeże (zwłaszcza w piątek wieczorem!) a asortyment ciekawszy. W centralnym punkcie stoi scena, na której swoich sił może spróbować każdy. Bywa zabawnie.

Ponadto miasto to kilometry uliczek, które przemierzać można w poszukiwaniu świątyń i lokalnych knajpek. Są również te mniej lokalne, stylizowane na styl zachodni, wszak klient nasz pan.
Mniej aktywni mogą przysiąść nad rzeczką z piwkiem lub mrożoną kawą i oczekiwać na zachód słońca, przy okazji podpatrując maleńkie kraby żłobiące dziury w piasku.

Loy Krathong świętowane w Krabi

A jak będziecie mieć tyle szczęścia co my, możecie załapać się na coroczny festiwal światła – Loy Krathong, który w tej części kraju celebruje się poprzez puszczanie na wodzie małych stroików z zapaloną świeczką. Twórcy prześcigają się w pomysłach na najciekawsze oraz na najbardziej ekologiczne wersje.

Praca wre od samego rana. Całe rodziny rozstawiają małe stoiska i „produkują” stroiki nazywane też łódeczkami. Używają liści, kwiatów, ciasta, kolorowych opłatków i małych świeczek. Gdy zapadnie zmierzch, Tajowie (i nie tylko) gromadzą się przy rzece, żeby puścić na wodę swój stroik. Większość z nich znajduje czas na chwilę zadumy, podziękowania za miniony rok lub też złożenia próśb związanych z kolejnymi miesiącami. Odpływająca łódeczka symbolizuje troski, które odchodzą w dal wraz z prądem rzeki. Święto obchodzone jest jesienią, zazwyczaj w listopadzie. Udział w nim lub obserwację można potraktować jako smaczek kulturowy.  

Podsumowując, jeśli kiedyś zechcecie wybrać się dokądś z Henrykiem, nie będzie to wyjazd stricte wypoczynkowy. Gdybyście jednak mieli ochotę, zachęcamy do dołączenia do facebookowej grupy, na której co jakiś czas pojawiają się nasze oferty. Nie pobieramy żadnej prowizji, pomagamy w organizacji, polujemy na bilety i terminy 😉 https://www.facebook.com/groups/556773418014391

You may also like

Skomentuj