Nowy Jork- od lat podglądany przez nas w filmach, serialach, klipach i magazynach podróżniczych. Metropolia, która (podobno) nigdy nie śpi. Miasto snów, od lat wybierane na swój dom przez napływających imigrantów. Od jakiegoś czasu było wysoko na naszym podróżniczym celowniku. Początkowo (jak większość turystów) chcieliśmy wybrać się w okresie świątecznym. Słynne wystawy sklepowe, lodowisko przy Rockefeller Center, iluminacje etc. Ostatecznie, ze względu na to, że jest to jeden z najgorętszych okresów i przez miasto przewalają się tłumy złaknionych „magicznych” kadrów, a ceny automatycznie skaczą w górę, zdecydowaliśmy się na jesień. A konkretniej na Halloween i pierwszy tydzień listopada. Był to strzał w dziesiątkę ze względu na pogodę – słońce niemal każdego dnia! Dopisały także kolory w miejskich parkach. Mamy tu na myśli wielobarwne liście, a i lodowiska powoli zapraszały na swe błyszczące tafle. Poniżej znajdziecie naszą relację i odpowiedź na pytanie co zobaczyć w Nowym Jorku 😉
[…] Betonowa dżungla, w której marzenia się spełniają.
Tu nic nie jest niemożliwe Jesteś teraz w Nowym Jorku!
Te ulice sprawią, że będziesz czuł się zupełnie nowiutki.
Wielkie światła Cię zainspirują […]
Cytowany wyżej Empire State of Mind to zdecydowany hymn miasta. Rozbrzmiewa z głośników na Times Square, na Moście Brooklińskim czy w wożących turystów rikszach. Tym sposobem Alicia Keys i JAY-Z bardzo często towarzyszyli nam podczas zwiedzania. A na poznanie Nowego Jorku mieliśmy tydzień. Lista miejsc i atrakcji, jak nietrudno się domyślić była bardzo długa. Dzięki w miarę wczesnym pobudkom udało nam się zrobić wszystko, co zaplanowaliśmy.
Times Square
Nasz samolot, lecący z Zurychu, wylądował ok. godz. 17:00. Słynna kontrola graniczna przebiegła całkiem sprawnie: pytanie o ESTĘ, cel podróży, towarzystwo w podróży, lot powrotny itd. Kilka minut i pieczątki lądują w naszych paszportach, a my udajemy się po odbiór głównego bagażu.
Jak to w naszym przypadku bywa, także tym razem trafiliśmy na jakiś większy remoncik, a konkretniej przebudowę lotniska JFK… W związku z czym trochę nagimnastykowaliśmy się z dotarciem do naszego hotelu, ale udało się!
Na swoją bazę wypadową wybraliśmy LIC Hotel, posiadający taras na dachu z panoramicznymi widokami na miasto. Kolejnym atutem była blisko położona stacja metra, dzięki której mogliśmy sprawnie poruszać się po metropolii. Szybkie zameldowanie, ogarnięcie się i wieczorny wypad na Times Square, żeby poczuć, że nie jest to sen, naprawdę zaczynamy przygodę z NYC! Czy Times Square czymś nas zaskoczyło? Niekoniecznie. Głośne, kolorowe, pełne sklepów z pamiątkami, przebierańców i ulicznych artystów. W bocznych uliczkach broadwayowskie teatry i restauracje. Słynna pizza na kawałki, którą wybraliśmy na swój pierwszy amerykański posiłek, wózki z hot-dogami i fotografowie oferujący natychmiastowe wydruki zdjęć. Mimo zmęczenia całodniową podróżą, nie spieszyło nam się z powrotem do hotelu. Obawiając się jednak tego, że dobije nas jet lag, dłuższą wieczorną włóczęgę zostawiliśmy sobie na kolejne dni. Dni wypełnione po brzegi atrakcjami.



Nowy Jork – pierwsze kroki
Przejdźmy zatem do meritum, co zobaczyć i czego doświadczyć podczas tygodniowego pobytu w Nowym Jorku? My swoją wędrówkę nowojorskimi ulicami rozpoczęliśmy od dotarcia na 1520 Sedgwick Avenue – miejsce narodzin hip-hopu. Tym samym była to nasza pierwsza wizyta w okręgu miasta znanego jako Bronx. Na każdym kroku mijaliśmy budynki z charakterystycznymi schodami przeciwpożarowymi i przepełnione parkingi.



Posługując się komunikacją publiczną i google maps, dotarliśmy pod rozsławione przez sceny z filmu Joker schody. To właśnie na nich, bohater prezentuje swój magnetyzujący taniec. Od czasu premiery, miejsce to bardzo często odwiedzane jest przez fanów filmu oraz tych, którzy zapragnęli odtworzyć tę konkretną scenę.

Delektując się piękną pogodą podążaliśmy w kierunku Harlemu, kojarzącego się z klubami jazzowymi i kulturą afroamerykańską. Mimo wczesnej pory dnia, trafiliśmy na kilka interwencji z udziałem policji i ratowników medycznych. Mijaliśmy chorych i będących pod wpływem środków odurzających. Nie znaleźliśmy interesującego nas food trucka –>https://www.instagram.com/harlemseafoodsoul/ więc postanowiliśmy zmienić okolicę. Mogliśmy też podejrzeć pierwsze z hallowenowych ozdób. Od skromnych witryn sklepowych po ogródki pełne wymyślnych gadżetów.





Atrakcje Nowego Jorku – pierwsze z symboli miasta
Za pomocą metra, sprawnie przenieśliśmy się w okolice Washington Square Park, znanego z fontanny i łuku triumfalnego. A stamtąd już kilka kroków na najsłynniejszą ulicę świata – 5th Avenue. Raj dla zakupoholików, bez względu na zasobność portfela – każdy znajdzie coś dla siebie. Od najbardziej luksusowych domów handlowych po tanie i znane na całym świecie sieciówki. Naszą uwagę przyciągnął piętrowy sklep poświęcony światowi Harrego Pottera. Znajduje się on w bliskim sąsiedztwie Flatiron Building (w czasie naszej wizyty niemal w całości zakrytego rusztowaniami).




Empire State Building
Widzimy go od jakiegoś czasu, ale dopiero po chwili pokazuje nam się w pełnej krasie – Empire State Building. Legendarny budynek, przez wiele lat uznawany za najwyższy na świecie, wzniesiony został w 1931 roku. Od tego czasu nieodłącznie kojarzy się z panoramą miasta. Charakterystyczny kształt i wieńcząca iglica, sprawiają, że bardzo łatwo rozpoznać go na tle innych wieżowców. Nie przywieźć z Nowego Jorku fotki z ESB w tle, to jak nie być w Nowym Jorku 😉 To także jedna z wielu opcji jeśli chodzi o tarasy widokowe. W tym konkretnym przypadku do wyboru są 86. i 102. piętro. Więcej informacji o cenach jak i samej atrakcji znajdziecie na oficjalnej stronie internetowej –> https://www.esbnyc.com/
Jeśli Wasz budżet nie jest nieograniczony i ze wszystkich dostępnych punktów widokowych będziecie musieli wybrać jeden, warto odpowiedzieć sobie na pytanie, czy chcecie podziwiać miejską dżunglę z ESB w roli głównej, czy obecność budynku w kadrze nie ma dla Was większego znaczenia. My wybraliśmy opcję pierwszą, dlatego odpuściliśmy sobie przejażdżkę windami i udaliśmy się w kierunku kolejnego parku.



Bryant Park
A konkretniej do Bryant Park. Tam ucięliśmy sobie przerwę na zasłużone bajgle (wersja wypasiona doskonale sprawdza się na obiad). Przyglądając się trwającym na małej scenie konkursom z okazji Halloween, łapaliśmy chwilę oddechu przed kolejną rundką po nowojorskich ulicach. Podczas naszego pobytu (przełom października i listopada) w parku działało już tzw. zimowe miasteczko. Do użytku oddane zostało lodowisko, a liczne jarmarczne budki kusiły przysmakami i pamiątkami z całego świata. My jednak zamiast na zakupy udaliśmy się na zwiedzanie wnętrza nowojorskiej biblioteki.

Przechadzając się 5th Avenue nie da się chyba przejść obojętnie obok gmachu Nowojorskiej Biblioteki Publicznej. Potężny i bogato zdobiony jest doskonałą zapowiedzią tego, co czeka na przybyszów we wnętrzu budynku. Mole książkowe (i nie tylko oni!) będą zachwyceni. Do głównej czytelni znajdującej się na samej górze, wejść mogą tylko osoby aktualnie z niej korzystające, ale uchylone drzwi pozwalają zajrzeć do imponującego wnętrza. Cyklicznie organizowane jest także zwiedzanie biblioteki pod opieką przewodnika, o czym dowiedzieć można się będąc już na miejscu. Korzystanie z zasobów biblioteki jest darmowe, a ona sama zaliczana jest do grona największych publicznych bibliotek na świecie.



Rockefeller Center
Kilka spojrzeń na witryny mniej i bardziej znanych marek odzieżowych i oto przenosimy się pod Rockefeller Center, gdzie akurat trwa Mexiko Week. Kompleks 19-tu strzelistych budynków. Siedziby największych stacji telewizyjnych w kraju, centrum handlowe, studia filmowe, biura i jeden z najpopularniejszych tarasów w NYC – Top of the Rock. Do tego w sezonie zimowym lodowisko znane z filmów i seriali o tematyce świątecznej (i nie tylko) oraz kultowa choinka górująca nad złotą rzeźbą Prometeusza. W naszym pierwotnym planie, chcieliśmy trafić do Nowego Jorku w terminie pozwalającym na wzięcie udziału w „rozświetlaniu” Rockefeller Center Christmas Tree. Jak już wiecie wybraliśmy złotą amerykańską jesień 😉



Podczas naszego pobytu lodowisko powoli zaczynało działać, pojawiały się też pierwsze świąteczne iluminacje. Witryny sklepowe nabierały bożonarodzeniowego charakteru, a w Radio City Music Hall można było obejrzeć kultowe już show „Christmas Spectacular”.



SUMMIT One Vanderbilt
Pierwszego „pełnego” dnia w Nowym Jorku zrobiliśmy ponad 45 tysięcy kroków. Mając Central Park na wyciągnięcie ręki (nóg?), postanowiliśmy wrócić do hotelu i odsapnąć przed kolejną atrakcją, mającą pokazać nam ogrom miasta w odsłonie nocnej.
Na pierwszy z tarasów widokowych wybraliśmy SUMMIT One Vanderbilt, będący jednym z nowszych miejsc na mapie Nowego Jorku. Zdecydowaliśmy się na wejście wieczorową porą i w sumie później nieco tego żałowaliśmy. Dziś rozegralibyśmy to nieco inaczej…
Ale do sedna, SUMMIT One Vanderbilt – mierzący 397 m, niemal w całości pokryty szklanymi panelami budynek od jakiegoś czasu, głównie za sprawą social mediów przyciąga na swoje tarasy widokowe tłumy turystów. Z tego powodu warto pamiętać o tym, że bilety zazwyczaj należy rezerwować ze sporym wyprzedzeniem. Cena za wstęp do atrakcji zależna jest od pory dnia – w godzinach obejmujących zachód słońca oraz wieczornych są one wyższe niż w ciągu dnia. Aktualnie (kwiecień 2023) rozpoczynają się od 42$/os. Pamiętajcie, że sprawdzić ceny i zarezerwować bilety możecie na oficjalnej stronie –> https://summitov.com/
SUMMIT One Vanderbilt wyróżnia się na tle pozostałych tarasów widokowych ilością bodźców, które działają na odwiedzających. Od świateł, przez ogromną liczbę luster, w których odbija się Manhattan aż po dźwięki (momentami nieco drażniące). Największą popularnością cieszy się sala wypełniona srebrnymi piłkami napełnionymi helem, które unoszą się pod sufitem i tańczą nad głowami goszczących w obiekcie. Widok na Nowy Jork nocą jest taki, jaki sobie wyobrażaliśmy, mnóstwo świateł, wieżowce, mosty, Empire State Building i Chrysler Building na wyciągnięcie ręki – patrzysz i napatrzeć się nie możesz ;D W obiekcie obowiązują limity czasowe, obsługa co jakiś czas przypomina o tym, ze najwyższa pora przejść do kolejnego pomieszczenia.



Brooklyn Bridge
Kolejny dzień w Big Apple, kolejny gorący spot foto – a konkretniej DUMBO, czyli popularna w ostatnich latach miejscówka z widokiem na Manhattan Bridge. Przy dobrej widoczności, w oddali dostrzec można też Empire State Building. Standardowo – chcecie uniknąć tłumów, udajcie się tam z samego rana 😉

Podobnie jak na kolejną z ikon miasta – Brooklyn Bridge. W środku tygodnia, we wczesnych godzinach most momentami mieliśmy tylko dla siebie. Co w porównaniu do kolejnej wizyty podczas weekendu, ok. 11:00, zdawało się być nie do pomyślenia.

Budowę uznawanego za jeden z najstarszych mostów wiszących na świecie ukończono w 1883 roku. Długi na 1834 m, ważący 14 680 ton, położony 41 m nad wodą. Charakterystyczne cztery kable podtrzymujące most składają się z wiązki 19 kabli zawierających 278 drutów każdy. Początkowo podchodzono do niego bardzo sceptycznie. Konstrukcja była na tyle nowatorska, że ludzie zwyczajnie wątpili w jej stabilność i bali się o swoje bezpieczeństwo. Nie pomogły także wydarzenia mające miejsce sześć dni po otwarciu mostu. Wśród przebywających na moście doszło do wybuchu paniki i masowych prób opuszczenia Mostu Brooklińskiego. W tłum poszła informacja o tym, że most za chwilę się zawali. Liczba osób taranujących siebie nawzajem oraz pośpiech w jakim podejmowali ewakuację doprowadziła do tragedii, w której zginęło 12 osób.
Jednym z zabiegów mających na celu dowieść trwałości mostu było przeprowadzenie przez niego w maju 1884 roku 21 słoni, 10 wielbłądów i 7 dromaderów. Niegdyś płatna atrakcja (1 cent od osoby), dziś jest darmowa i każdego dnia pozwala tysiącom osób przemieszczać się pomiędzy Brooklynem i Manhattanem. Wybierając wejście od strony brooklińskiej, gwarantujecie sobie wspaniałe widoki na wyłaniający się w miarę pokonywania mostu Manhattan.




Wall Street
My udaliśmy się dalej w kierunku Wall Street, kojarzącego się z panami w białych kołnierzykach i czerwonych szelkach, serca nowojorskiej finansjery. To właśnie tam znajdują się Nowojorska Giełda Papierów Wartościowych, Nowojorska Komisja Handlu czy Amerykańska Giełda Papierów Wartościowych. Przemykając pomiędzy siedzibami banków i pnącymi się w przestworza wieżowcami, można poczuć się jak mrówka. W okolicy nie brakuje kawiarni i restauracji, w których korporacyjni pracownicy mogą spędzić przerwę na lunch.



Uwagę turystów przyciągają dwie charakterystyczne, niegdyś sąsiadujące ze sobą rzeźby. Pierwsza z nich to Charging Bull, czyli szarżujący byk autorstwa Artura di Modica. Z obecnością byka przy Wall Street wiąże się całkiem ciekawa historia. W 1989 roku, autor zadecydował o postawieniu jej w tym miejscu bez wymaganych zezwoleń. Władze szybko zareagowały, po czym rzeźba wywieziona została do dzielnicy Queens.
Wywołało to lawinę niezadowolenia wśród mieszkańców Nowego Jorku. Ich upór sprawił, że byk wrócił do „finansowej dzielnicy” i po dziś dzień obmacywany jest przez tłumy ludzi. Miejska legenda głosi, że ten, kto dotknie genitaliów wykonanego z brązu byka, będzie miał szczęście w finansach. Druga z rzeźb to Nieustraszona Dziewczynka, którą postawiono naprzeciwko Szarżującego Byka. W związku z tym, że jej pojawienie się zmieniało nieco wymowę rzeźby (byk symbolizuje siłę narodu oraz sprawne podniesienie się po kryzysie giełdowym), Artur di Modeno zażądał przeniesienia jej w inne miejsce. Tak też się stało. Aktualnie Nieustraszoną Dziewczynkę obejrzeć można przed fasadą Nowojorskiej Giełdy Papierów Wartościowych.




Ground Zero
Opuszczając Wall Street, bez problemu trafić można w kolejne, bardzo ważne dla Nowojorczyków (i nie tylko dla nich) miejsce. Konkretniej w rejony Ground Zero, parku upamiętniającego wydarzenia z 11 września 2001 roku. W miejscu fundamentów po Twin Towers stworzono dwa ogromne baseny wokół których umieszczono tablice z wyrytymi imionami i nazwiskami wszystkich ofiar z 11 września. Chcąc odizolować nieco park pamięci od gwarnej ulicy i zapewnić odwiedzającym trochę ciszy, na pozostałym terenie posadzono dęby i zamontowano ławki. Pomiędzy basenami znajduje się muzeum dopełniające 9/11 Memorial & Museum. Można obejrzeć w nim eksponaty związane z tym feralnym dniem, posłuchać i przejrzeć nagrania, zapoznać się z dokładną liczbą ofiar etc.


Pierwotnie, na World Trade Center składało się 7 budynków. Oprócz Twin Towers, w które bezpośrednio uderzyły porwane samoloty, ucierpiały także sąsiednie budynki. WTC 7 i WTC 3 runęły kilka godzin później po tym jak zawaliły się dwa pierwsze wieżowce. Z biegiem lat rozpoczęto odbudowę kompleksu, którego wizytówką stał się 1 World Trade Center. Aktualnie najwyższy budynek Nowego Jorku (i całych Stanów Zjednoczonych) – liczący 541 m.
Oferuje on odwiedzającym możliwość wejścia na taras widokowy – One World Observatory – znajdujący się 381 m nad ziemią. Oczywiście za odpowiednią liczbę dolarów.
Szczegóły na oficjalnej stronie obiektu –>https://www.oneworldobservatory.com/

Chinatown – Little Italy -SOHO
My tymczasem zmieniamy nieco klimat i z dzielnicy lśniących w słońcu drapaczy chmur przenosimy się do miejsca, gdzie królują kolorowe kamienice, charakterystyczne czerwone lampiony i szyldy z chińskimi napisami. Witamy w Chinatown! Jest tłoczno i orientalnie. Są chińskie restauracje, są znane nam z azjatyckich targów sklepiki z roślinami, mieszankami, grzybami, i mazidłami na każdą dolegliwość. Są rybki świeże lub suszone, egzotyczne owoce i warzywa i przede wszystkim mieszkańcy, razem z innymi imigrantami tworzący społeczność tego ogromnego miasta.



Szukając Chinatown na mapach Googla, szybko zorientujecie się, że z dzielnicy chińskiej bardzo gładko przechodzi się do Little Italy. Czego się spodziewać? Nie jest to chyba zbyt trudne pytanie. Włoskie knajpy, aperol i espresso! My, przed wylotem do Nowego Jorku gościliśmy przez chwilę w Neapolu, więc nie zatrzymujemy się na tutejsze specjały.

Od uliczki do uliczki i oto wkraczamy do kolejnej znanej dzielnicy – SOHO. W ostatnich latach uznawana za najgorętsze miejsce jeśli chodzi o butiki i topowe restauracje. Naszą uwagę przykuwają liczne reklamy znanych na całym świecie domów mody. Jest środek tygodnia, co okazuje się bardzo ważne jeśli chodzi o miejsce, do którego zabierzemy Was za chwilę. Miejsce kultowe, rozsławione tak, że podobno nie zjeść tam pastrami to grzech.



Katz’s Delicatessen
Panie, Panowie chodźcie do Katz’s Delicatessen! Jak już wspomnieliśmy, był środek tygodnia, więc weszliśmy z ulicy, bez stania w kolejce. Wspominamy o tym, bowiem podczas weekendu chcieliśmy wpaść raz jeszcze, ale liczba osób stojących na chodniku w oczekiwaniu na zwolnienie się miejsca, skutecznie nas odstraszyła. Generalnie, lecąc do Nowego Jorku, obawialiśmy się tłumów ludzi na ulicach, w metrze itd. Jak się okazało najgorsze są weekendy, wtedy rzeczywiście, podobnie jak w filmach czy serialach, przez miasto przewala się masa ludzi. My zwiedzanie zaczęliśmy w poniedziałek i aż do piątku nie czuliśmy się przytłoczeni czy ściśnięci na stacjach metra, w parkach czy na ulicach.

Wróćmy jednak do Katz’s Delicatessen. O co tyle szumu? Ano o ich genialne pastrami, podawane na zwykłym, znanym nam doskonale z Polski chlebie. Z odrobiną musztardy, ogórkami kiszonym i solnym. Brzmi zwyczajnie? Ale smakuje wyśmienicie! Opisana kanapka jest wersją tradycyjną, i wierzcie nam na słowo, że idzie się nią w pełni najeść. Porcja mięsa lądującego między kromkami chleba jest naprawdę solidna. Co do samego pastrami – rozpływa się w ustach, o czym pewnie przeczytacie na każdym innym blogu. Ściany lokalu wypełnione są zdjęciami znanych osobistości, które wpadły zaspokoić swój głód. Od polityków, przez biznesmenów, aktorów, piosenkarzy po sportowców. To właśnie w tym lokalu, Meg Ryan odegrała swoją słynną scenę z filmu „Kiedy Harry poznał Sally”. Przypomina o tym zawieszony pod sufitem napis 😉 Koszt jednej kanapki to ok. 30 dolarów (jesień 2022), ale warta jest swojej ceny.



Cały ten dzień był dla nas poniekąd dniem rozpusty. Po „kanapeczce” z pastrami wstąpiliśmy jeszcze na nowojorski serniczek do Juniors (cholernie słodki) a wieczór zwieńczyliśmy zasiadając na widowni w Barclays Center i oglądając starcie Brooklyn Nets z Chicago Bulls. To jedno z tych dwóch wydarzeń, na które bilety rezerwowaliśmy ze sporym wyprzedzeniem 😉



Grand Central Terminal
Nie ma zwiedzania Nowego Jorku bez wizyty w budynku Grand Central Terminal. Wybudowany ponad sto lat temu (1903 r.), poniekąd zmusza podziwiających go do zadzierania głowy zarówno poza jego murami jak i w samej hali dworcowej. Niezmiennie szczyci się największą liczbą peronów spośród wszystkich dworców na całym świecie – posiada ich aż 44! Jeśli chodzi o pasażerów, każdego dnia przez dworzec przewija się ok. 700 000 osób (mimo iż aktualnie obsługuje on jedynie połączenia regionalne).

Kultowy bar serwujący ostrygi, znajdująca się nieopodal Galeria Szeptów (przedsionek, w którym wyszeptane w jednym z rogów słowa, będą usłyszane po przeciwległej stronie), uznawany za jeden z najdroższych na świecie zegar (z czterema tarczami) oraz górujące nad przebywającymi w hali głównej niebiosa wymalowane na suficie – to miejsce pełne jest „ ciekawych kąsków”.
Spacer korytarzami i rampami pobudza wyobraźnię, przywołując dreszczyk emocji związany z podróżowaniem. Liczne sklepy, butiki i punkty gastronomiczne pozwalają na przysłowiowe zabijanie czasu w przyjemnych dla oka wnętrzach.



W książce „Nowy Jork. Od Manhattanu po Ground Zero” , z której to m.in. czerpaliśmy informacje przed swoim wyjazdem, autorka – Magdalena Rittenhouse wspomina też o małym oszustwie związanym z czasem na tablicy odjazdów. Otóż między podaną informacyjnie a rzeczywistą godziną odjazdu istnieje 60 sekund różnicy. To minuta, dzięki której niektórzy mają szansę zdążyć na swój pociąg w ostatniej chwili.



Statua Wolności
My zamiast na przejażdżkę pociągiem, wybraliśmy się na krótki rejs promem a konkretniej Staten Island Ferry. Jest to darmowy prom odpływający z okolic Battery Park. Dla mieszkańców kolejna forma transportu pomiędzy wyspami, dla turystów okazja do zobaczenia Statuy Wolności, bowiem prom mija ją na swojej trasie. Nie jest to jakaś super bliska odległość, ale wystarczająca na przyjrzenie się i zrobienie zdjęć. Pomnik podarowany Amerykanom przez Francję z okazji 100-lecia uzyskania niepodległości, od lat jest wizytówką Nowego Jorku.



Oczywiście z Battery Park odpływają także statki docierające na Liberty Island (często są to wycieczki połączone ze zwiedzaniem Ellis Island, nazywanej „bramą do ziemi obiecanej”). W zależności od wybranego wariantu, można opłynąć Liberty Island dookoła bez opuszczania pokładu, można zwiedzić wyspę, stanąć na cokole statuy a nawet zajrzeć na punkt widokowy znajdujący się w koronie Liberty Statue. Wszystko zależy od tego ile czasu i pieniędzy chce się na to poświęcić, a także od tego czy bilety będą dostępne w wybranym przez Was terminie. Szczegóły dotyczące opisów wycieczek oraz cen znajdziecie na oficjalnej stronie –> https://www.statueoflibertytickets.com/
Nam wystarczył widok z promu, więc praktycznie od razu po tym jak dotarliśmy na Staten Island, udaliśmy się w drogę powrotną w kierunku Manhattanu.



High Line i Vessel
Tam, na swój kolejny cel obraliśmy jedną z miejskich oaz – High Line, czyli trasę dawnej kolejki miejskiej przekształconą w ogólnodostępny deptak. Ścieżka liczy ok. 2 km, pozwala skryć się przed słońcem w cieniu licznych drzew i krzewów, złapać oddech na jednej z wielu ławek, podziwiać miasto z nieco innej perspektywy oraz sztukę np. w postaci murali czy rzeźb wkomponowanych w trawniki. Sam fakt spacerowania ok. 10 metrów ponad ulicami zatłoczonego Manhattanu brzmi zachęcająco. Dodajcie do tego architektoniczne perełki spotykane na trasie, liczne punkty widokowe, pozostałości po torowisku a przy odrobinie szczęścia opcję zaopatrzenia się w smakołyki na tamtejszych stoiskach z jedzeniem.



My przechadzkę rozpoczęliśmy od High Line Observation Deck a zakończyliśmy przy Hudson Yards, gdzie oprócz galerii handlowej i niewielkiego skweru mieści się kolejna z nowszych atrakcji miasta – The Vessel.



The Vessel
Nazywany czasem „schodami donikąd” obiekt otwarto w 2019 r. i udostępniono do zwiedzania za darmo (wymogiem była rezerwacja swojej wizyty w specjalnym systemie). Jedni porównują go do plastra miodu inni do wielkiego kubła na śmieci…

Plątanina schodów, klatek schodowych i tarasów zdobyła spore uznanie zarówno wśród turystów jak i mieszkańców Nowego Jorku. Niestety, 16-piętrowa konstrukcja dość szybko stała się miejscem, w którym oprócz wykonywania oryginalnych zdjęć, ludzie odbierali sobie życie. Do stycznia 2021 samobójstwa dokonały tam trzy osoby. The Vessel zamknięto na kilkanaście tygodni, jednak niedługo po kolejnym otwarciu doszło do kolejnej tragedii tym razem z udziałem 14-latka. Po tym zdarzeniu deweloper ponownie zamknął atrakcję dla odwiedzających, zapowiadając zwiększenie środków bezpieczeństwa. W czasie naszej wizyty (listopad 2022) można było wejść do środka obiektu, ale bez opcji spacerowania schodami czy korzystania z zamontowanej wewnątrz windy. Wejścia i wyjścia pilnowało kilku strażników.



Central Park
Podczas pobytu w Nowym Jorku, do Central Parku zaglądaliśmy kilkukrotnie. Nie ma się co oszukiwać, park jest ogromny i jeśli nie chce się przez niego „przelecieć” w linii prostej, potrzeba nieco czasu na zagłębienie się w poszczególne rejony. Wszak jego długość to ponad 4 km a szerokość to 850m.

Jak już wiecie, trafiliśmy na cudowną jesień, więc alejki prezentowały się bajecznie. Nasz pobyt zbiegał się ze słynnym nowojorskim maratonem, dlatego trwały już prace związane z przygotowaniem tego wydarzenia (niektóre ścieżki były zamknięte). W parku zjawialiśmy się o różnych porach dnia, w pamięci zapadł nam przebijający się między budynkami spoza parku, zachód słońca. Północna część Central Parku (od strony Harlemu) zdaje się być nieco mniej zadbana, ale im dalej na południe tym lepiej 😉





To idealne miejsce na jogging, piknik, spacer z psem, przejażdżkę rowerem, skrupulatne zwiedzanie z mapą w ręku, wszelkiego rodzaju aktywności fizyczne (są boiska, korty tenisowe, możliwość wynajęcia łódki etc.). Nie brakuje rzeźb, w tym polskiego akcentu (Władysław Jagiełło), stawów, kamiennych mostów i zielonych wzgórz. Kultowe zoo znane chociażby z Pingwinów z Madagaskaru czy otwierane w sezonie zimowym lodowisko.






Dopisują także uliczni artyści. Tu i ówdzie niesie się muzyka, można też sprawić sobie nietypową pamiątkę – zamówić spersonalizowany wiersz, który napisany zostanie w kilka minut na maszynie do pisania. Zmęczeni po ciężkim dniu mają opcję oddania się masażowi (okolice fontanny przy tarasie Bethesda) , a fani twórczości Johna Lennona powinni zajrzeć do części parku poświęconej jego pamięci -Strawberry Fields. Znajduje się ona nieopodal budynku Dakota, w którym artysta mieszkał wraz z Yoko Ono. To właśnie pod tym apartamentowcem artysta został zastrzelony w 1980 r.




Lyric Theatre
Po całym dniu pełnym wrażeń, czeka nas najlepsze z możliwych zwieńczeń. A konkretniej „Harry Potter i przeklęte dziecko” odgrywane w broadwayowskim teatrze. Prawdziwy majstersztyk. O ile czytając sztukę, zastanawialiśmy się, jak niektóre ze scen zostaną przedstawione? Czy może jednak będą pominięte? Podczas trwania spektaklu szczęki opadały nam kilkukrotnie. Nie będziemy spoilerować, być może ktoś z Was planuje się kiedyś wybrać, ale nie żałujemy żadnego z wydanych na bilety dolarów. Efekty specjalne, gra aktorska, wielokrotnie puszczane do widza oka oraz sam wygląd teatru (korytarze, sufity, widownia) w pełni nas kupiły. Jedno z lepszych wspomnień jeśli chodzi o wyjazd do Nowego Jorku!

Greenpoint i parki godne uwagi
Z naszego hotelu kilkanaście minut spacerem dzieliło nas od Gantry Plaza State Park w Long Island City. Miejsce to znane jest z deptaku przy cieśninie East River, wielkiego napisu Coca-Cola oraz wspaniałych widoków na Manhattan. Polecamy zajrzeć tam zarówno za dnia jak i o zachodzie słońca.



Klimatycznie jest także po zmroku. Nie brakuje ławek i punktów widokowych. Na drugą stronę cieśniny można dostać się kursującym regularnie małym promem. To idealna, i o wiele tańsza alternatywa dla rejsów statkami wycieczkowymi. Uwagę zwracają także zachowane i odnowione suwnice, które dawniej służyły do przeładunku towarów – dziś są integralną częścią parku.




Na trasie naszych przechadzek znalazły się także ulice Greenpointu, nazywane czasem z przymrużeniem oka Little Poland. Jest to dzielnica należąca do Brooklynu, w której mieszka wielu przedstawicieli Polonii. To w tej części miasta bez problemu zaopatrzyć można się w polskie rarytasy, od majonezu przez wyroby masarskie po wypieki. Nie brakuje restauracji z naszą rodzimą kuchnią oraz polskich biznesów typu księgarnia, szkoła jazdy etc.



Pozostając w temacie ciekawie zaadaptowanych parków, polecamy Wam również Domino Park, gdzie podobnie jak w przypadku Gantry Plaza State Park, macie miejsce do chillowania nad wodą, ponadto ciekawie urządzoną przestrzeń po dawnej cukrowni, panoramki i mosty na wyciągnięcie ręki 😉



Kolejnym miejscem, w którym można nieco odetchnąć jest Roosevelt Island, a jeszcze lepszy jest sposób dostania się na nią. Poza linią metra F, do dyspozycji jest… kolej linowa. Jeśli zwiedzacie Nowy Jork z tygodniową kartą metra, będziecie mogli jej użyć także podczas ewentualnej przejażdżki kolejką. Łączy Manhattan z wyspą Roosevelta i pozwala spojrzeć na miasto z jeszcze innej perspektywy.

Top of the Rock
Gdybyście z kolei planowali spojrzeć na Big Apple z jakiegoś tarasu, polecamy Wam wybrać się na Top of the Rock. Najlepiej jeśli wpadniecie przed zachodem słońca. Dlaczego? Zajmiecie dogodne miejsce (to jedna z ulubionych miejscówek turystów na podziwianie widoków). Nie ma limitu czasu jeśli chodzi o przebywanie na każdym z trzech poziomów. Oznacza to, że za jednym zamachem możecie przyjrzeć się miastu podczas złotej godziny, a następnie cierpliwie poczekać, aż zapadnie zmierzch i rozbłysną światła.





Ponadto z Top of the Rock Doskonale widać Central Park i Empire State Building. Na najwyższym tarasie (70. piętro) nie ma szyb i krat, które zniekształcałyby zdjęcia. A niżej, pomiędzy szybami zastosowano niewielkie przerwy pozwalające na wciśnięcie obiektywu lub telefonu. Dostępne są nawet ławki (nie za dużo, ale są!), żeby przycupnąć w oczekiwaniu na „lepsze” widoki 😉 Informacje o cenach biletów, godzinach wizyt etc. znajdziecie na stronie obiektu –> https://www.rockefellercenter.com/attractions/top-of-the-rock-observation-deck/




Coney Island
Jak wspomnieliśmy już kilka razy nasz pobyt w Nowym Jorku miał miejsce jesienią. Mimo to postanowiliśmy wpaść choć na chwilę na słynny półwysep Coney Island, który o tej porze roku jest raczej opustoszały i w niczym nie przypomina swojej letniej, tętniącej życiem odsłony. W pochmurny dzień bywa wręcz przygnębiający lub przywodzi na myśl scenerię z jakiegoś horroru 😉 Spora plaża, ocean i słynne wesołe miasteczko to miejsce bardzo popularne wśród mieszkańców wiosną i latem. W listopadzie największe atrakcje typu działający od 1927 roku drewniany rollercoaster Cyclon są zamknięte. Można za to pospacerować po plaży/promenadzie, napić się kawy czy zjeść hot-doga.




Nowy Jork z lotu ptaka
Żegnając się z Nowym Jorkiem, zanim wsiedliśmy w samolot lecący do Zurychu, postanowiliśmy spojrzeć jeszcze na miasto z okien helikoptera. Wykupiliśmy lot poranny (podobnie jak w przypadku tarasów widokowych, cena zależna jest od pory dnia, ale też długości samego lotu). O ustalonej godzinie stawiliśmy się w heliporcie. Tam zostaliśmy zważeni i poinstruowani, a wszystkie rzeczy poza aparatem/telefonem i okularami przeciwsłonecznymi musieliśmy umieścić w szafkach. Pracownik przypiął nam pas z kamizelką ratunkową, inny puścił filmik z informacjami dotyczącymi lotu i po chwili szliśmy już w kierunku miejsca, z którego startują helikoptery.


Jeśli chodzi o liczbę pasażerów, jest to 5-6 osób plus pilot. No chyba, że zdecydujecie się na opcję prywatnej wycieczki. Miejsca w helikopterze zostają przydzielone na podstawie wagi pasażerów, tak aby zachować jak najlepszy balans. Każdy otrzymuje zestaw – słuchawki + mikrofon, dzięki czemu słyszy się informacje przekazywane przez pilota i można porozumiewać się z innymi. Pogoda także ostatniego dnia była dla nas łaskawa, więc mogliśmy dokładnie przyjrzeć się wieżowcom między którymi dotychczas tylko przemykaliśmy.





Lot był klamrą spinającą cały wyjazd i doskonałym jego dopełnieniem, ale nawet bez niego zwiedzanie Big Apple zapamiętalibyśmy na bardzo długo.



Czy warto było tłuc się za wielką wodę?
Oczywiście, że tak! Od naszego pobytu minęło już kilka miesięcy ,a w dalszym ciągu np. oglądając jakiś serial z NYC w tle (chociażby „Sukcesja”), momentami mamy takie „Byliśmy tam, szliśmy tamtędy, widzieliśmy to na własne oczy!” ;D
Miasto zaskakiwało nas bardzo pozytywnie – sporo czytaliśmy o problemach ze śmieciami i szczurami, na miejscu jednak wcale nie było tak brudno. Spodziewaliśmy się ciągłych przepychanek w metrze, niekończących kolejek i tłumów na ulicach – w tygodniu zwiedzaliśmy na totalnym luzie. W każdej stacji metra działa miejskie WIFI, więc cały wyjazd przeżyliśmy bez kupowania lokalnych kart SIM i pakietów Internetu. Podczas naszego pobytu odbywał się słynny Nowojorski Maraton, co pewnie miało wpływ na cenę noclegu, ale pozwoliło też poczuć ducha tego sportowego święta. Centrum miasta wypełnione biegaczami w niebieskich płaszczach świadczących o tym, że bieg ukończyli i gratulacje płynące z każdej strony od przypadkowych osób – piękna sprawa! Na wjeździe i wyjeździe ciśnienie podniosła nam przestarzała infrastruktura, a konkretniej kasy metra, ale czym jest te kilka minut złości wobec całego tygodnia przygody W NOWYM JORKU…



Ile to kosztowało?
Nie był to wyjazd budżetowy, nie będziemy tu czarować, że miasto należy do tanich, bo nie należy. Nie będziemy jednak szczegółowo przedstawiać kosztorysu, bo nie ma to sensu. Ceny zmieniają się dynamicznie. Ktoś kupi lot w promocji, ktoś wynajmie pokój w innej dzielnicy niż wybrana przez nas. Ktoś dorzuci kilka innych atrakcji, a inny odpuści mecz koszykówki czy teatr. Wydatki na wyjeździe to zawsze kwestia indywidualna. My jechaliśmy z założeniem, że chcemy wycisnąć z tego wyjazdu jak najwięcej, bo nie wiadomo kiedy będzie nam dane wrócić. Dlatego też nie liczyliśmy każdego wydawanego dolara, ale mamy świadomość, że był to nasz najdroższy tygodniowy wypad (jak do tej pory). Bardzo możliwe, że obcowanie ze szwajcarskimi cenami niweluje szok związany z wydatkami, za każdym razem, kiedy na celownik bierzemy nieco droższe kierunki 😉 Jeśli jesteście ciekawi szwajcarskich atrakcji (zarówno tych darmowych jak i z górnej półki to odsyłamy Was do tej konkretnej zakładki –> https://henrykwterenie.pl/category/szwajcaria/