Bruksela&Brugia czyli weekend w Belgii

przez Henryk w Terenie
0 Komentarzy

 

Czasem na widok jakiejś fotografii z podróży, człowiek myśli sobie „muszę tam pojechać”. W moim przypadku było tak z Brugią, jak tylko o niej usłyszałam, szukałam sposobu na to, żeby „przy okazji” się do niej dostać. Znalazłam go dość szybko, łącząc urodzinowy wypad do Amsterdamu z wycieczką po belgijskich rejonach. W czerwcu miasteczko prezentowało się bardzo dobrze, jednak zabrakło czasu na gruntowne zwiedzanie. Okazja na powrót nadarzyła się w lutym, na który udało nam się dorwać bilety lotnicze do Brukseli w okazyjnej cenie. 

 

w czerwcu reakcje na widok Brugii były bardzo do siebie zbliżone ;D

 

Ze względu na chorobę i zimową aurę był to jeden z najbardziej męczących wypadów tego roku. Bardzo niewyspani zameldowaliśmy się na berlińskim lotnisku o świcie i po raz pierwszy żałowaliśmy, że lot będzie trwał tylko godzinę. W praktyce oznaczało to, że zwiedzanie belgijskiej stolicy zaczęliśmy już po siódmej rano. Tym razem nie wynajmowaliśmy żadnego pokoju, a zdecydowaliśmy się na pierwszą próbę couchsurfingu. Nasz host mieszkał w Brugii, do której planowaliśmy dotrzeć wieczorem ze względu na bilet weekendowy (można oszczędzić 15 euro/os.), który obowiązuje dopiero od godz. 19-tej (w piątek).

 

 

Do tej pory Brukselę znaliśmy głównie z serwisów informacyjnych, w których bardzo często pokazywane są budynki Parlamentu Europejskiego. Szklane budynki nie są czymś wzbudzającym nasz zachwyt, ale od czego jest starówka? Zanim jednak dotarliśmy w rejony Wielkiego Placu, pobłądziliśmy trochę natrafiając na coraz to lepsze perełki. Zaraz po tym, jak wysiedliśmy z autobusu, który przywiózł nas z lotniska, naszym oczom ukazał się polski bar pod egidą Żywca. Nie wstąpiliśmy, bo był jeszcze zamknięty, ale skusiliśmy się na śniadanie w francuskiej knajpce, które okazało się dobrym posunięciem.

 

Ogrody Sztuki i zwiastun dolnej części miasta

 

Niestety nawigacja nie chciała z nami współpracować, ale metodą „a może tędy” udało nam się opuścić Dzielnicę Europejską i dotrzeć pod ogromnych rozmiarów Zamek Królewski. Być może ze względu na nie najlepszą aurę, sprawił na nas wrażenie trochę zaniedbanego (zwłaszcza jeśli przyjrzeć się oknom). W doskonałym porządku utrzymane były za to tereny ogrodu, a wejścia strzegli wartownicy. 

 

Królewicz swojego zamku jeszcze nie ma, więc pozuje na tle czyichś ;D

 

Dalsza wędrówka przywiodła nas w rejony opustoszałej galerii handlowej, która połączona była z dworcem kolejowym, a jej wejścia strzegł BIAŁY Smerf 😉
Im dalej w miasto, tym więcej ciekawych budynków. Niczyjej uwadze nie umknie chyba Galeria św. Huberta, która od razu skojarzyła nam się z mediolańską Gallerie Vittorio Emanuele II. Podobnie jak we włoskim przypadku, znajdujące się w pasażu butiki oferują towary luksusowych marek, ponadto sklepy z wyrobami z belgijskiej czekolady oraz kilka knajp. Chroniąc się przed mrozem, chętnie zaglądaliśmy do różnych knajpek. Jeśli zawitacie do galerii, polecamy zajrzeć do Le Pain Quotidien na filiżankę czekolady (konkretne porcje i prawdziwa czekolada a nie jakieś „nesquiki” ;))

 

a tu prawdziwa galeria, a nie jakiś Turkus ;D

 

Zagłębiając się w sieć uliczek odchodzących od Galerii św. Huberta, natkniecie się na siedlisko restauracyjek oferujących niemal identyczne menu – prym wiodą muszle! Jest to bardzo kolorowa część miasta, w oczy rzucają się przede wszystkim czerwone lampiony kojarzone z Pekinem.  
Stamtąd już rzut beretem do serca Starego Miasta – Wielkiego Placu. Stając na środku, potrzeba dłuższej chwili na to, żeby wzrokiem ogarnąć co dzieje się dookoła. Każda z kamienic zachwyca zdobieniami, liczne rzeźbienia i złote wykończenia wyzierają z każdej strony. Jednym z ważniejszych budynków jest Ratusz wybudowany w późnogotyckim stylu. Pozostałe to przede wszystkim domy cechowe, jak np. Dom taczki, Dom wilczycy, Dom lisa czy Dom worka. Podczas naszej wizyty w Brukseli mogliśmy swobodnie poruszać się po placu i okrążać go do woli. Jednak co dwa lata, w sierpniu miejsce to zostaje dosłownie usłane kwiatami, a konkretniej wielkim wielobarwnym dywanem kwiatowym. Tradycja ta trwa już od 1986 roku, ale po raz pierwszy pachnący dywan pojawił się w stolicy Belgii w 1971 roku. 

 

 

Od Wielkiego Placu odchodzi siedem ulic, każda z nich kryje w sobie coś ciekawego, związanego z klimatem miasta. Są to np. małe manufaktury czekolady lub sklepiki z pralinami, bary, w których skosztować można przeróżnych belgijskich browarów czy stoiska z pamiątkami. Zanim wsiedliśmy w pociąg jadący do Brugii, kilkakrotnie wracaliśmy, żeby ponownie obejrzeć sobie secesyjny rynek. 

 

knajpki serwujące określone dania np. kuchni greckiej czy włoskiej, często znajdują się w swoim bliskim sąsiedztwie, wybór jest naprawdę spory

 

W samej Brugii przywitał nas deszcz i remont dworca autobusowego, przez co odnalezienie domu Pascala, który miał nas ugościć, nie poszło bardzo sprawnie. Na miejscu okazało się, że po raz pierwszy przekraczamy progi typowo studenckiego domu, trochę jak z amerykańskich filmów 😉
Nasz host w swojej roli sprawdził się wyśmienicie, z kolei my wypadliśmy dużo gorzej. Przede wszystkim dlatego, że przez ostatnie lata wyrobiliśmy sobie własny sposób zwiedzania i lubimy to robić na własną rękę. Pascal jest skarbnicą wiedzy, jeśli chodzi o Brugię i ma manię na punkcie przyjmowania u siebie turystów. Nawet jeśli pozornie nie ma już miejsca w pokoju, bez obaw – jakoś Was pomieści 😉 Jeśli planujecie wycieczkę w ten konkretny zakątek Belgii, możemy dać Wam namiary, przygotujcie się nocne zwiedzanie i wizytę w pubie, który szczyci się bardzo długą kartą piw (ok. 80 propozycji).

 

Dobrze wrócić w znane kąty 😉

 

Była to nasza druga wizyta we „flamandzkiej Wenecji”, wiedzieliśmy czego poza wysokimi cenami można się spodziewać ;D i w które rejony miasta warto się zapuścić. Zimowa aura nie odbiera uliczkom uroku, a jeśli jest się cierpliwym (duże kolejki!) można posilić się pyszną gorącą i niedrogą zupą – ulica Hallestraat 4, można zjeść na miejscu lub chwycić kubek na wynos.

 

 

Oprócz starówki, wpisanej na listę światowego dziedzictwa UNESCO, wielu kanałów i zabytków sakralnych, warto przyjrzeć się zwodzonemu mostowi Duinenbrug czy pubowi, który działa bez przerwy od XVI wieku! Na amatorów muzeów czeka m.in. Muzeum Frytek, Muzeum Piwa i Muzeum Czekolady, a uważny spacerowicz powinien dostrzec „ścianę piwa” .

 

You may also like

Skomentuj