Biała Świątynia w Chiang Rai (i pozostałe atrakcje)

przez Henryk w Terenie
0 Komentarzy

Drugi dzień pobytu w Tajlandii. Leżymy sobie na zielonej trawce. Gałęzie drzewa osłaniają nas przed promieniami słonecznymi. Plecaki służą za poduszki, a chusta za kocyk. Za jakiś czas dołączy do nas Filip, który od kilku dobrych miesięcy uczy angielskiego dzieciaki jednej z bangkockich szkół. Pragnienia nie ugasimy zimnym piwkiem, bo między 14:00 a 17:00 w kraju obowiązuje prohibicja, ale lokalne napoje też są spoko. Przed nami kilka tygodni w podróży. Głowy mamy pełne planów, którymi chętnie się dzielimy. Filip dorzuca wskazówki dotyczące samej stolicy. Co jakiś czas zerkamy w kierunku stawu, czy czasem jakiś waran nie ma zamiaru dołączyć do naszego pikniku 😉
Wieczorem udajemy się na główny dworzec autobusowy Mo Chit. Czeka nas nocna przeprawa na północ kraju. Nasz cel to Chiang Rai oraz znajdująca się w pobliżu Biała Świątynia.

Transport do Chiang Rai

Za bilet autokarowy zapłaciliśmy ok. 50 zł na osobę. Warunki są bardzo dobre. Posunę się do stwierdzenia, że polscy przewoźnicy mogliby wziąć przykład! Trasa to ok. 800 kilometrów. Zlatuje dość szybko i w przyjemnej atmosferze. Dostaliśmy koce i suchy prowiant. Poranek przywitamy gorącą kawą. W ciągu kilku godzin krajobraz diametralnie się zmienia. Zza okien obserwujemy górzyste tereny i mnóstwo zieleni.

Chiang Rai to nie tylko Biała Świątynia

Wysiadamy na dworcu położonym spory kawałek od centrum miasta. Radośnie witają nas kierowcy tuk-tuków. Wskakujemy do jednego z pojazdów i po kwadransie meldujemy się w hostelu. Jego hasło to „szczęśliwi, zwykli ludzie”. Właścicielka pokazuje nam mapę okolicy i przekazuje klucze do pokoju. Szybko regenerujemy swoje siły i idziemy zgubić się w uliczkach Chiang Rai. Miasto samo w sobie nie posiada zbyt wielu atrakcji typowo turystycznych. Kilka z nich rozsianych jest dookoła niego. Czarna Świątynia, słynąca z wystroju wnętrz, na który składają się rogi i czaszki, średnio nas interesuje. Natomiast Biała Świątynia to nasz cel do zrealizowania podczas przejazdu do Chiang Mai.

Tymczasem zaglądamy do lokalnych świątyń. Nikt nie patrzy na nas krzywym okiem. Niektóre z nich wyglądają na opuszczone. Uważnie przyglądamy się barwnym zdobieniom, próbując zliczyć wszystkie wizerunki Buddy.

Złoty Zegar

W centralnej części Chiang Rai podziwiamy Złoty Zegar, wokół którego wieczorami podobno rozgrywa się mały spektakl. Ludzie piszą, że jest kolorowo i rozbrzmiewa muzyka. Kilka godzin później, razem z grupą Azjatów czekaliśmy aż wydarzy się cokolwiek. Nic takiego nie nastąpiło 😉 Zaczepił nas za to sprzedawca świeżej wody kokosowej. Postanawiamy spróbować. Smakuje tak cholernie dobrze, że sami nie wiemy, dlaczego cztery lata temu, żadne z nas się nie skusiło.

Około 19-tej do życia budzi się nocny market, na który chętnie zaglądamy. Są ubrania, są kolorowe pamiątki, są rzeźbione z mydła kwiaty, drewniane słonie i sporo podróbek. Wąskie alejki powoli wypełniają się turystami i mieszkańcami Chiang Rai. Ktoś przyszedł na zakupy, ktoś poplotkować, kogoś przywiodła muzyka a kogoś światło przeganiające mrok.

Nas interesuje jedzenie. Szybko orientujemy się, że wystarczy odejść kawałeczek od oficjalnej części bazaru, żeby znaleźć świetne knajpki z dużo niższymi cenami. Rozsiadamy się wygodnie i przyglądamy zdjęciom, wskazując, na co mamy ochotę. Jest bardzo smacznie, porcje w sam raz i dużo orzeszków arachidowych do posypania! 😉

tajski klasyk czyli pad thai
smażony ryż z warzywami

Biała Świątynia

Na drugi dzień zarzucamy plecaki i ruszamy znaleźć busa, który dostarczy nas pod słynną White Temple. To jedno z miejsc, w które wracamy po latach. Na zewnątrz panuje niesamowity upał. Zainstalowane w autobusie wiatraki pracują na pełnych obrotach, mimo to czujemy się jak w saunie.

Pojazd zatrzymuje się na ruchliwej drodze, turyści wyskakują i podążają za google maps. Bierzemy z nich przykład, przechodząc obok kilku prywatnych domostw. Mijamy pawilon handlowy i oto jest, skrząca się w słońcu Biała Świątynia.

Niesamowite dzieło, którego pomysłodawcą, głównym sponsorem i twórcą jest Chalermchai Kositpipat. Mimo swej oryginalności, w dalszym ciągu pozostaje ona miejscem kultu, dlatego warto pamiętać o stosownym ubiorze. W progach świątyni spotkacie Predatora, a przyglądając się drzewom dostrzeżecie Deadpoola i Kapitana Amerykę 😉

Wstęp na teren kompleksu jest bezpłatny. Kupując bilet za 50 THB, macie możliwość wejścia do głównego budynku. Prowadzi do niego mostek usytuowany nad wznoszącymi się w górę dłońmi. We wnętrzu nie można robić zdjęć. I dobrze! Dzięki temu bardziej dokładnie przyjrzycie się ścianom i osobistościom, które na niej się znalazły. To była nasza druga wizyta w tym miejscu, zauważyliśmy, że malowidła zmieniają się razem z aktualnymi trendami panującymi w popkulturze. Zniknął Michael Jackson, czy Osama bin Laden siedzący na rakiecie z Georgem Bushem. Pojawiły się za to Minionki, Pikachu i bohaterowie Marvela. Biel i srebro wyzierają z każdego zakamarka, dlatego Waszą uwagę z pewnością przykuje pozłacany budynek – są to toalety 😉 W budce za nimi można zostawić swój bagaż, żeby nie przeszkadzał w trakcie spacerowania. 

White Temple cieszy się sporą popularnością wśród turystów, przede wszystkim ze względu na dziwaczne połączenia, kontrowersyjne rozwiązania i piękno, które dostrzec można stojąc frontem do budowli. Jeśli zawitacie na północ kraju, zajrzyjcie koniecznie! Dajcie też znać, co zobaczyliście we wnętrzu 😉

Pierwsza próba łapania stopa w Tajlandii

Pragnienie gasimy mrożonymi kombinacjami z ulubionej sieciówki Cha Payom. Następnie ruszamy wzdłuż drogi i nieśmiało wyciągamy kartkę z napisem Chiang Mai. Podejmujemy pierwszą próbę złapania stopa. Kierowcy szybko zwracają na nas uwagę, jednak niechętnie się zatrzymują. Dochodzimy do wniosku, że trochę tu postoimy, zrzucamy więc plecaki i z uśmiechem machamy dalej. Po minucie podjeżdża do nas młody Taj, proponuje podwózkę, uprzedzając, że będziemy mieli kilka przystanków, bo pracuje jako przedsiębiorca handlowy. W niczym nam to nie przeszkadza, wszak złapaliśmy swojego pierwszego stopa w Azji!  

Po drodze wstępujemy jeszcze do jednej ze świątyni, Yuki chce zapoznać nas z buddyjskimi rytuałami, dzięki czemu trwająca wówczas podróż staje się jeszcze bogatsza. Nasz wzrok przykuwają też gorące źródła, znajdujące się na wyciągnięcie ręki. Oczywiście jest to okazja do kolejnego postoju 😉 Do Chiang Mai docieramy późnym wieczorem. 

Dosyć szybko znajdujemy podrzędny, ale tani hostel. Lokujemy się i ruszamy na nocny targ. Jest to poniekąd wizytówka miasta. Niecierpliwie czekaliśmy na moment przechadzki między stoiskami, wypatrywaliśmy stoisk z przepysznym roti i owocowymi koktajlami. Rozczarowały nas nieco ceny, które wywindowały dość mocno. Rozumiemy jednak, że tak to działa w miejscach, do których nagminnie przyjeżdżają turyści. Ni i co najważniejsze w dalszym ciągu są to ceny duuużno niższe niż w Europie.
A o tym, co oprócz nocnego targu oferuje Chiang Mai, opowiedzieliśmy Wam tutaj –> https://henrykwterenie.pl/chiang-mai-z-wizyta-na-polnocy-tajlandii/

You may also like

Skomentuj